O tym, że Bangladesz stoi wodą powszechnie wiadomo od dawna. Rzeki stanowią aż 6,5 % ogólnej powierzchni kraju. Zwykło się o nich mówić głównie w kontekście negatywnym. Doświadczyłem tego osobiście, choćby pływając łodzią po rzece Buriganga w Dhace, której smród i ilość pływających śmieci porażały wszelkie wrażenia z żeglugi. Rzeki w Bangladeszu, a jest ich ponoć ponad 700, w tym dwie olbrzymie - Ganges (Padma) i Brahmaputra (Jamuna) są zanieczyszczone również chemicznie, zawierając ogromne ilości rtęci i arszeniku. Kolejnym problemem z tym faktem związanym jest fakt, że Bangladesz jako "wodne państwo" narażone jest na problemy związane z globalnym ociepleniem klimatu. Wyliczono, że w przypadku podniesienia się poziomu mórz raptem o jeden metr, Bangladesz utraci od 12 do 18 % swej dotychczasowej powierzchni.
Z okolicznością funkcjonowania kraju na wodzie wiąże się również fakt, że znaczna jeśli nie znacząca część transportu odbywa się właśnie po rzekach. Dlatego niewyobrażalnym uchybieniem byłoby podróżowanie po Bangladeszu bez zaliczenia choćby jednej żeglugi śródlądowej. Mnie bynajmniej do tego namawiać nie trzeba było. Od zawsze jednym z moich największych podróżniczych marzeń było odbycie żeglugi Amazonką. Skoro tutaj, w Bangladeszu, można odczuć choć namiastkę tego, nie zwykłem się wachać nawet chwili.
Bangladesz posiada największą ilość różnorakiego typu łodzi na świecie. Znaczna część z nich pamięta czasy zamierzchłe. Najsłynniejsze z nich są łodzie parowe z początków XX wieku. Przypominają słynne statki parowe z Missisippi. Z boku mają potężne koło zamachowe, napędzające statek. Obecnie zachowały się jeszcze cztery. Od zamierzchłych czasów nazywane były "rakietami", ponoć od ponadprzeciętnej prędkości, którą w tamtych czasach osiągały. Dziś uzyskały status jednej z największych atrakcji turystycznych w tym mało turystycznym kraju. Nie mogłem sobie omieszkać rejsu tymi zasłużonymi łodziami.
Coś ostatnio nie mam szczęścia do aktualności cen obowiązujących w miejscach, które odwiedzam. Podobnie jak i ceny tourów w El Nido na Filipinach, tak i tutaj, cena rejsu rakietą wzrosła dosyć znacznie na krótko przed moim przyjazdem. Obecnie cena rejsu w kajucie II klasy kosztuje tyle co poprzednio I klasa, ta zaś znacząco, bo prawie dwukrotnie, wzrosła. Uznałem, że wygody typu klimatyzacja nie są mi potrzebne, zakupując tym samym miejsce na rejs w klasie II.
Niestety na początku rejsu przeżyłem niemałe rozczarowanie. Mimo zakrojonych poszukiwań jakoś nie mogłem znaleźć bocznego koła zamachowego. Okazało się, że płynę modelem rakiety w nie niewyposażonym. Tylko dwie spośród czterech będących w użytkowaniu rakiet je posiadają. Jak pech to pech.
Reszta podróży odbywała się już w niesamowicie sympatycznej atmosferze. Wręcz nie korzystałem z mojej prywatnej kajuty, będąc raz kolejny w Bangladeszu największą gwiazdą przedstawienia. Większość współpasażerów chciała choć zamienić ze mną słowo, zaprosić mnie na herbatę (ależ mnogość ich wypiłem), czy pstryknąć wspólną fotę. Mostek kapitański podobnie zresztą często miałem okazję odwiedzać. Powtarzam raz wtóry mieszkańcy Bangladeszu to niebywale pogodni i sympatyczni ludzie. Odkąd zacząłem podróżować w daleki świat, zmuszony zostałem po wizytach w krajach muzułmańskich, jak Malezja, Indonezja czy obecnie Bangladesz, zweryfikować swoje niesłuszne wyobrażenia o krajach świata islamu. Podróże kształcą, pozwalają nabrać szerszego spojrzenia na świat. Wiem to i po tym przykładzie. Bangladesz to wspaniały kraj. Wspaniały bogactwem wspaniałych ludzi go zamieszkujących.
Bangladesz zachwyca również swą naturą, zielenią wkoło rzek bujnie strzelającą, spokojem okolicznych pól, swym coraz rzadszym w świecie agralnym charakterem. Kopkami siana, belami słomy, bydłem gdzieś z boku się wypasającym, ludźmi z grabiami w ręce. Bangladesz zachwyca małymi łódkami (tzw. noukami) po rzece pływającymi, dużymi barkami przewożącymi najróżniejsze towary, rybakami rozrzucającymi sieci, kobietami piorącymi ubrania na rzecznym brzegu, dzieciakami zażywającymi w niej kąpieli. Siedziałem tak na dachu mojej rakiety i się napatrzyć nie mogłem. Wokół emanował spokój. Spokój, którego już w naszych krajach niedoświadczysz. Moja rakieta wcale nie odleciała w kosmos, a mimo wszystko czułem jakby mnie przeniosła do innego świata. Po namyśle skostatowałem, że w istocie tak właśnie jest, moja rakieta pokazała mi piękny, spokojny wodny swiat Bangladeszu.