Geoblog.pl    milanello80    Podróże    Azja 2013/2014 (Filipiny, Singapur, Bangladesz, Indie)    Nie ma co się bać Delhi
Zwiń mapę
2014
11
mar

Nie ma co się bać Delhi

 
Indie
Indie, Delhi
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 24989 km
 
Do Delhi, indyjskiej stolicy, nie chciałem jechać i już. Nie lubię, poza sporadycznymi wyjątkami, wielkich miast. Jeżeli dodać do tego spodziewany harmider, chaos indyjskiej ulicy, brud i biedę, sama myśl o Delhi mnie odpychała. Nie przekonywała mnie nawet obecność w tym mieście trzech obiektów z listy UNESCO. Kombinowałem, jakby się tu wymigać. I pewnie, gdyby nie to, że miałem stamtąd wylot, nic by mnie nie przekonało, by postawić tam swoją stopę. Na inne zacne historycznie miasta Rajasthanu, Jaisalmer, Jodhpur, Pushkar czy Udaipur, nie miałem już niestety czasu. Dosyć zaawansowany myślowo był za to plan, by wyskoczyć do Bundi, miasta swą sielską atmosferą przypominającego tę z cudownej Orchhy, ewentualnie podejrzeć tygrysy w Rathnambore, by następnie wskoczyć do Delhi bezpośrednio na lotnisko. Ostatecznie stanąłem przed lustrem, palnąłem się w ten swój głupi łysawy łeb i pojechałem do Delhi. Ileż można brnąć w bagnie głupawych uprzedzeń, ileż można kreować w głowie rzeczywistość nawet śladowo jej nie doświadczając.
Pierwszy raz w trakcie moich indyjskich wojaży zażyłem trochę luksusu w podróży. Do tej pory woziłem się najtańszymi przedziałami w pociągach, ewentualnie żyłowanymi do maksimum, zapuszczonymi starością i sposobem eksploatacji autobusami. Tym razem trasę Jaipur – Delhi pokonałem klimatyzowanym, wycackanym i nowoczesnym autobusem. Jakoś szczęśliwszy po odbytej podróży nie byłem, a i kieszeń bardziej odczuła moją zachciankę. Ba, kolejny raz uświadomiłem sobie, że zdecydowanie bardziej lubię jeździć tymi starymi, lokalnymi środkami transportu. Wszelkie niewygody, niedogodności transportu nimi bledną, przy możliwości interakcji z lokalnymi mieszkańcami, zasłyszeniu ich barwnych historii, odbyciu nieprzewidzianej częstokroć przygody.
Moje trzy dni w Delhi, niestety ostatnie w Indiach, upłynęły całkiem przyjemnie. Już na wstępie mogę stwierdzić, że nie takie Delhi straszne, jak go malują. A przynajmniej nie tak, jak wyobrażenia niesłusznie wyimaginowane w mojej głowie. Przerażała mnie zwłaszcza wizja miejskiego kolosa, jakim Delhi jest. Jego ponad 22 milionowa metropolia (obszar metropolitarny), swymi rozmiarami, ewidentnie negatywnie kształtowała te wyobrażenia. Tymczasem Delhi wypada na tle wielu innych światowych miejskich kolosów, w których było mi danym być, zupełnie przyzwoicie. Zwłaszcza, że można tutaj nabyć zupełnie odmienne wyobrażenia i odczucia, w zależności, w której części miasta ma się okazje przebywać. Nowe Delhi (New Delhi) zachwyca swą proeuropejską, nowoczesną zabudową, pełną szerokich bulwarów, drzew wokół porastających, zielonych parków, quasi brytyjskich budynków użyteczności publicznej (pałac prezydencki, budynek parlamentu), białymi kamieniczkami Connaught Place. Spacerując tędy niejednokrotnie zapominałem, że jestem w Indiach, brudnych, chaotycznych, nieprzewidywalnych. Wystarczyło wtedy uciec do starszej, historycznej części miasta, tzw. Old Delhi. Tutaj powyższe przymioty zadomowiły się najlepsze. Tuktuki pruły drogi, hałas i gwar ulicy królował wszędzie, brud walczył o należne sobie miejsce ze smrodem i kurzem. Tutaj królowały Indie europejsko nieucieleśnione, Indie z kartek przewodników, multireligijne, multikulturowe. Tutaj przyciągały barwy straganów, kolory kolejnych bazarów, zapachy kadzidełek, dźwięki ze świątyń. Przyznam szczerze, że ten swoisty dualizm, w jaki zaprezentowało mi się Delhi, przypadł mi do gustu. Zmęczenie przywarami jednego miejsca leczyłem ucieczką do drugiego i tak na przemian. W tym momencie nadmienić muszę o efektywności delhijskiego metra, które skutecznie i sprawnie rozładowuje transportowe bolączki tak gigantycznego miasta. Nic tylko przyklasnąć i zganić jednocześnie zarządców w naszym kraju. Któż by pomyślał, że Delhi może nas w tej kwestii wiele nauczyć.
Nie omieszkałem oczywiście odwiedzić trzech tutejszych obiektów z listy UNESCO. W efekcie w ciągu ostatnich sześciu dni odwiedziłem aż 9 obiektów z tejże. Takiej intensywności w stawaniu oko w oko z miejscami zasłużonymi obecnością liście UNESCO, nie miałem jeszcze nigdy w trakcie mojej podróżniczej przygody. O ile Czerwony Fort (Red Fort), kolejny już taki widziany przeze mnie w Indiach nie zachwycił. W końcu ile można rozpływać się emocjonalnie nad kolejnym prawie tożsamym estetycznie miejscem. O ile w związku z późną porą i naglącym czasem, nie mogłem też zbyt dokładnie przyjrzeć się słynnemu 73 metrowemu minaretowi Qutb Minar, co niewątpliwie nadrobię przy okazji kolejnej wizyty w Delhi, w nieokreślonej przyszłości. O tyle grobowiec Humayuna (Humayun's Tomb), jednego z pierwszych mogolskich cesarzy Indii, stanowiący oficjalny prawzór dla swego słynnego naśladowcy Taj Mahalu, bardzo mi się spodobał. Na każdym zresztą kroku przywoływał skojarzenia z cudownym, wzbudzającym we mnie tyle zachwytu Taj Mahalem, czy to pięknym arabskim ogrodem i jego sadzawkami, łukowatymi wejściami, elewacyjnymi zdobieniami głównego budynku. Wyglądał trochę jak tajmahalska kopia, tyle że czerwonej maści, bardziej szorstka w obyciu, mniej delikatna, wystrugana mniej ostrym narzędziem. Taj Mahal przypominał cukierek Jojo, którego struktura jest podatna na każdy dotyk. Grobowiec Humayua swym bardziej barbarzyńskim obliczem, wydawał się z kolei niewrażliwym na jakikolwiek dotyk, przez to może bardziej ziemskim, mniej niebiańskim, a mimo to tak zwyczajnie pięknym.
Resztę wolnego czasu wypełniłem zaspokajaniu żądz materialnych. Słyszałem jak to indyjskie rękodzieło do mnie na każdym kroku woła, prosi o choćby rzut okiem nań. Ostatnie dni pobytu w Indiach ewidentnie sprzyjały zakupoholizmowi. Nawet jakoś specjalnie się przed tym nie broniłem.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (23)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (3)
DODAJ KOMENTARZ
danach
danach - 2014-03-24 15:28
Te dwa światy to fajna sprawa :)
 
marianka
marianka - 2014-03-26 12:49
Lokalne środki transportu rządzą!
 
milanello80
milanello80 - 2014-03-26 13:24
Lokalne środki transportu to kwintesencja podróży.
 
 
zwiedził 40.5% świata (81 państw)
Zasoby: 1095 wpisów1095 1487 komentarzy1487 14069 zdjęć14069 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
24.11.2023 - 25.03.2024
 
 
04.11.2023 - 06.11.2023
 
 
25.07.2023 - 03.08.2023