Pisałem przy okazji pobytu na plantacjach herbaty na Sri Lance, w górzystej krainie Country Hills, że to " jedno z tych miejsc, z których nie chce się wyjeżdżać. Jedno z tych miejsc, do których chce się przyjeżdzać...". Teraz, po wizycie na plantacjach wokół hill station w Munnar, po penetracji tutejszych gór Ghatów Zachodnich, kiedy moje wrażenia zostały spotęgowane kilkukrotnie, ponownie wypada mi przytoczyć te słowa. Ba, wypadałoby nawet użyć patosu o zwielorotnionym nasileniu emocji. W końcu tutejsze plantacje herbaty przerastają urokiem tamtejsze, naówczas wydające się mi bajkowymi. Trudne do pomyślenia, co ?
Po kilku dniach penetracji tych okolic, przyszło mi uświadomić sobie, że to najpiękniejsze plantacje herbaty, jakie danym mi było zobaczyć, a przecież trochę ich już widziałem (Malezja, Wietnam, Sri Lanka, Bangladesz, Indie). Tutejsze plantacje prezentują się zdecydowanie górsko. Wyczytałem gdzieś, że to jedne z najwyżej położonych plantacji herbaty na świecie. Przypuszczam, że mimo wszystko palmę pierwszeństwa dzierżą te z Assamu. Miejscowe plantacje stromo obrastają okoliczne wzniesienia. Kobierce herbaty raz to pną się do góry, by następnie stromo upaść ku dołowi. Powspinałem się na kilka takich herbacianych wzniesień, nie obyło się bez zadyszki. Tym, co jednak porusza najbardziej, to uformowanie krzaków herbaty. Wyglądają one jak wysepki na morzu zieloności. Jeżeli tak posiedzieć chwilę i dłużej, tu na jednym ze wzgórz, często ponad chmurami, doświadcza się magicznego momentu. Mgła, z lekka uformowująca się w dole, zaczyna rosnąć, piąć się ku górze. Wkrótce dochodzi do Ciebie, okrąża Cię, jesteś otoczony mlecznym kożuchem mgły. I gdy tak rozkoszujesz się tym momentem, mgła znika równie szybko, jak nadeszła. Niesamowite uczucie...
Nie samą herbatą jednak Munnar stoi. Ponad wzgórzami herbaty, hen w górze, wyrastają łysawe granie wzniesień Ghatów Zachodnich. Przy wysokościach ponad 2500 m, z najwyższym szczytem Anamudy Peak - 2695 m, stanowią najwyższe indyjskie wzniesienia na południe od Himalajów. Część z nich, te w okolicach Munnar, objęta jest ochroną w ramach Parku Narodowego Eravikulam. Jego najsłynniejszym mieszkańcem są zagrożone wyginięciem górskie kozy, tzw. Tary (Nilgiri Thar).
Odbyliśmy kilka ciekawych wycieczek po okolicach Munnaru, czy to wynajętym motorem, czy przy obecności zaaranżowanego tuktukowca. Nie ma sensu opisywać wszelkich widzianych atrakcji, ich mnogość porażała zmysły. Na każdym kroku, z każdym pokonywanym kilometrem doświadczaliśmy ponadprzeciętnej urokliwości tych ziem, niesamowitej seczności miejscowych ludzi. Smakowaliśmy tutejszej czekolady, rozkoszowaliśmy się miejscową kuchnią (polecam restaurację Rapsy). Braliśmy udział w lokalnych festiwalach. Było błogo, cudownie. Jak tylko cudownie może być na ziemi Boga, w końcu tak właśnie zwykło się określać Keralę. Lekkie rozczarowanie Sri Lanką odeszło w niepamięć, Kerala postokroć mi je osładza, a przecież to dopiero początek moich wojaży po tym przepięknym stanie południowych Indii.