Jeżeli kogokolwiek, kto oczywiście ma jakiekolwiek blade pojęcie o Indiach, zapytać o największą atrakcję Kerali, ba całych południowych Indii, bez zająknięcia wskaże na słynne backwaters. Nawet Lonely Planet publikując swoją listę 20 "must see", najciekawszych miejsc w Indiach, na drugiej pozycji, zaraz za słynnym Taj Mahalem, umieściła właśnie backwaters z Kerali. Owe 900 kilometrów kanałów i dróg wodnych, przecinają wzdłuż i wszerz zachodnie brzegi Kerali, tworząc sieć rozlewisk, wodnych autostrad, wysepek i bagien. Najczęściej spotykanym widokiem rozlewisk Kerali są słynne Kettuvallam, tutejsze niebywale urokliwe barki ryżowe. Ich rozpasłe cielska, pełne niezaprzeczalnego romantyzmu przemierzają z gracją tylko im właściwą gęstą sieć kanałów. Równie często spotykanym jest i widok rybaków, ręcznie wiosłujących po rozlewiskach Kerali. Innym skojarzeniem z tym miejscem są niewątpliwie palmy, symbol Kerali, dostarczyciel kopry, całe ich rzędy majestatycznie przeglądające się swemu lustrzanemu odbiciu w wodach rozlewisk. Ich widok w promieniach zachodącego słońca, przy kettuvallam przepływających w pobliżu, w towarzystwie cichawo nucącej kobiety, ręcznie piorącej pranie nad brzegiem kanału, dzieciaków zażywających wieczornych kąpieli, roztkliwia nawet najbardziej odporne na emocje serca. Nie dziwota, że jest punktem wiodącym dla reklamy Kerali, własnej ziemi Boga. Reklamy, która zainspirowała mnie do wizytacji Kerali, która w tak romantycznym świetle przedstawiła mi to miejsce, że nie mogłem sobie odmówić możliwości odwiedzenia tego cudownego zakątka indyjskiej ziemi.
Tyle o backwaters, rozlewiskach Kerali wyczytałem, tyle zobaczyłem we wspominanej reklamie. Na tyle się rozmarzyłem. Jak było w rzeczywistości ? Zapraszam do lektury...
Pierwszego zasmakowania rozlewisk Kerali, doświadczyliśmy w Kottayam, miejscu do którego dotarliśmy porannym autobusem z Kumily. Stąd postanowiliśmy dostać się do Allappey, stolicy keralskich rozlewisk, miejsca nazywanego Wenecją Wschodu. Stara, rozklekotana łajba, pamiętająca pewnie czasy królowej Wiktorii, stała na nabrzeżu, czekając na załadunek. To ona i kilka jej podobnych, służy lokalnej ludności, mieszkańcom najdalszych zakątków rozlewisk, za jedyny kontakt z cywilizacją. Wyruszyliśmy, wpływając w niedługim czasie w sieć kanałów, pełnych żywotności, przelatującego ptactwa, pierzastych palm unoszących dorodne kokosy. Było jak w reklamie, którą widziałem kiedyś tam. Było tak, jak powinno być na ziemi Boga. Może jedynie odgłos silnika nieco zaburzał nasze nieziemskie odczucia. Wraz ze zbliżaniem się do Allappey na kanałach zaczynał się coraz większy ruch, wkrótce ujrzałem pierwsze barki ryżowe, owe opasłe kettuvallam. Długo wyczekiwany moment rozczarował. Magia chwili prysła, romantyzm bezpowrotnie odfrunął. Owe urokliwe łodzie przestały odpowiadać moim wyobrażeniom, moim wspomnieniom z osławionej reklamy. Kettuvallam stały się miejscem zepsucia, miejscem rozpasłych uczt, dudniącej muzyki. Ich widok, pełen klimatyzatorów, wielocalowych telewizorów, przepychu i rozpusty nijak nie licował z romantycznym, sielankowym wręcz charakterem backwaters. Poczułem rozczarowanie, na tyle dosadne, że uznałem, że ja w takiej zabawie nie biorę udziału. Co to, to nie...
W efekcie, kolejnego dnia wyruszyliśmy odkrywać uroki backwaters w ramach wycieczki łódką kanoe. Pozwoliło nam to uciec z głównych kanałów, wpłynąć w te mniejsze, czasem nawet całkiem węziutkie, wolne od luksusów z łodzi kettuvallam. Znów chłonąłem rozlewiska Kerali pełnym zachwytem. Czy to podpatrując dzieciaki wiosłujące w łódeczkach do szkoły, ich matki piorące na brzegu kanałów, rybaków w słomianych kapeluszach, starsze babcie ciekawie wyglądające naprzeciw ciekawsko zaglądającym w ich podwórka turystom ( czytaj mnie :-)) Dzień wolno odmierzał czas, życie toczyło się swym własnym tempem, jakże spokojniejszym i przyjemniejszym niz to nasze, szalone, na co dzień nam doświadczane. Chciałem, by tak chwila trwała, jak najdłużej. Pozwalała mi bowiem, choć na chwilę, krótką chwilę, uświadomić sobie, że to nasze życie, z dala od rozlewisk Kerali, wcale nie jest takim wymarzonym, kolorowym, jakby się nam mogło wydawać. Że gdzieś daleko, tu na rozlewiskach Kerali, toczy się równoległe życie do naszego, może bez udogodnień cywilizacyjnych, może bez tych wszystkich pokus i materialnych dóbr, ale przecież ludzkie życie. Spokojniejsze, wolniejsze, bardziej wyważone, mniej stresowe, kto wie, czy nie szczęśliwsze. Przed oczy wróciły mi sceny z reklamy Kerali. Było dosłownie, jak w reklamie. Było dosłownie, jak powinno być na ziemi Boga...