Znowu wjechaliśmy w granicę stanu Tamil Nadu. Stanu, którego kolejno wizytowane destynacje wyznaczane były hinduistycznymi świątyniami. Nie raz nadzwyczaj urokliwymi, jak choćby w przypadku Thanjavuru, wielokrotnie na tyleż podobnymi, że nieuniknionym stawało się znużenie owym świątynnym maratonem. I pewnie takie nijakie, nie do końca sprecyzowane wrażenia z Tamil Nadu pozostałyby w mojej głowie, gdyby nie wizyta w Mammalapuram. To jedno z tych miejsc, które odciskają piętno w Twej podróżniczej świadomości. Jedno z tych, których nie będziesz chciał zapomnieć i nie zapomnisz. Mammalapuram to jedno z tych miejsc, niewielkich rozmiarami, wielkich skarbami. Miejsce przesiąknięte historią, legendami, duchowością, ale również i bogate w walory typowo estetyczne. Miejsce, które nie sposób nie polubieć. Dla mnie zdecydowanie największa atrakcja stanu Tamil Nadu. Miejsce, do którego, w przeciwieństwie do innych w Tamil Nadu, z przyjemnością wróciłbym w przyszłości.
Mammalapuram było swego czasu głównym miastem portowym dynastii Palava. Król Narashima Varman I wzniósł tu w VII wieku świątynie i jaskinie, szereg posągów, będące najlepszym przykładem rzeźbiarskiej maestrii dynastii Palava. Szereg świątyń, w tym chyba i najpiękniejsze z nich, pięć świątyń kompleksu Five Rathas, wyrzeźbiono w jednorodnych, monolitycznych skałach. Pewnie dlatego, praktycznie bez szranku na ich obliczu, przetrwały do dziś. Nawet niszczące tsunami z 2004 roku nie dało im rady. Niewiarygodną jest sztukateria i precyzja dłuta pallavańskich rzeźbiarzy. I pomyśleć, że tak idealnie odwzorowywali detale już w tak zamierzchłych wiekach. Ich dzieła nawet w dzisiejszych czasach, zdecydowanie bardziej rozwiniętych technologicznie, stanowiłyby majstersztyk na światową skalę. Rozmach ich dzieł poraża. Praktycznie każdy skrawek skał został estetycznie przyozdobiony ich dłutem. A, że okolice Mammalapuram skałami stoją, proszę sobie wyobrazić skalę tego rozmachu. Naliczyłem raptem kilka skał, które uchowały się przed pallavańskimi wirtuozami dłuta.
Zresztą miasteczko Mammalapuram kamieniami stoi do dziś. Oprócz tych wspominanych, o znaczeniu historycznym, jak najbardziej zasłużenie uhonorowanych miejscem na nobilitowanej liście UNESCO, wspomnieć należy o kamieniarzach i ich malutkich warsztacikach czasów współczesnych. W Mammalapuram na każdym kroku słychać odgłos młotka czy dłuta. Tutaj się rzeźbi w kamieniu bez pprzerwy od wieków. I co najważniejsze, wspomnieć wypada, że pallavańska maestria rzeźbiarska ma tu całkiem dobrych naśladowców. Aż szkoda, że plecak jest niezbyt pojemnym...
Ostatnim ze słynnych mammalapurskich rzeźbiarzy jest wreszcie sama natura. Czego nie potrafili wyrzeźbić pallvańscy bądź współcześni mistrzowie dłuta, to nadrobiła właśnie natura. Przykładem choćby słynna skała Krishna's Butter Ball, skalna kula stojąca na stromej skale, nie wiedzieć czemu i wbrew prawom fizyki, za nic nie chcąca się z niej sturlać.
Moje kilka dni spędzonych w Mammalapuram, wypełnionych rowerkowaniem, czasem całkiem daleko, spacerowaniem morskim brzegiem, czy podziwianiem dzieł pallavańskich mistrzów, były zdecydowanie najprzyjemniejszymi na terenie stanu Tamil Nadu. Mammalapuram swym historycznym dziedzictwem, sielską atmosferą, ponadprzeciętną urokliwością na stałe wpisało się w poczet moich ulubionych indyjskich miejsc.