Napiszę, że było pięknie. Bo było. Co mam napisać. Wczoraj było pięknie, przedwczoraj też i dzisiaj też. Nepal jest piękny, Himalaje też. Dzisiaj też musiało być pięknie. W końcu jestem w Nepalu, w końcu jestem w Himalajach :)
Obudziłem się, wyjrzałem z balkonu i zobaczyłem bielutkie, nagie szczyty Himalajów. Dookoła, gdzie nie popatrzeć, soczysta zieleń biła po oczach. Nad nią, hen wysoko, prawie w niebie, biła z kolei po oczach biel zaśnieżonych Himalajów. Ale ta Macchapucchre, święta góra Nepalu, jest majestatyczna, pomyślałem. Jej trójkątny zarys przykuwał wzrok. Zamówiliśmy śniadanie z widokiem na Himalaje. Nie będę ukrywał, że smakowało wybornie, mimo że na talerzu nie mieliśmy nijak wykwintnych rarytasów. Nie będę ukrywał, że było to jedno z najbardziej niezapomnianych śniadań w moim życiu. Śniadanie z widokiem na potężne Himalaje. Czy takie śniadanie może smakować inaczej niż wybornie. Nie może...
A potem wróciła szara trekkingowa rzeczywistość. Półtora tysiąca schodów w dół, ku rzece. Podobna liczba ku górze, ku wzniesieniu kolejnej górki. I tak przez większość dnia, schody, schody, las, schody, las. Widok na zaśnieżone Himalaje odszedł w niepamięć. Pozostała trekkingowa rutyna. Opuszczając Chomrong odbiliśmy na trasę ku Annapurnie. Nie powiem, że widoki powalały, bo tak nie było. Od śniadania, oferującego w swym menu zapierające widoki na zaśnieżone szczyty himalajskich wielotysięczników, nie było już danym nam ich podziwiać. Głównie przechodziliśmy przez las, który skutecznie blokował widoczność na Himalaje. Nawet cudownie kwitnące rododendrony zniknęły z leśnej szaty. Wkrótce opuściliśmy ostatnią stale zamieszkałą wioskę, przemierzając następnie już te typowo trekkingowe osady, żyjące wyłącznie z tego co trekkingowy turysta zje i zostawi. Nie dziwota, że ceny wraz z nabieraniem wysokości proporcjonalnie rosły. W końcu towar dociera tu jedynie na plecach himalajskich tragarzy, o których w poprzednim poście nieco więcej nadmieniłem. Na nocleg dotarliśmy do wymownie brzmiącej osady Himalaya. Piękne górskie schroniska odeszły w niebyt. Nastał czas zimna, surowości pokoików, spartańskich warunków, wyczekiwania rana. Generalnie, to taka moja potrekkingowa sugestia, odradzałbym pozostania na nocleg w tejże miejscowości. Zarówno te, ją poprzedzające jak Bamboo czy Dovan, jak i kolejne Deurali czy też MBC, oferują zdecydowanie przyjaźniejsze warunki. Himalayę odbieram jako najgorszą bazę na całym szlaku trasy trekkingowej do Sanctuarium Annapurny.
Jutro wkraczamy w krainę śniegu....