Zerwaliśmy się rankiem dosyć wczesna porą. Wyłącznym powodem bynajmniej nie była nasza niechęć do południowych krańców Corfu, zwłaszcza do tego turystycznego kołchozu w Kavos, o której pisałem post wcześniej. Potrzebowaliśmy się dostać do przystani promowej w stolicy wyspy. Droga mimo, że nie zbyt długa kilometrowo, z uwagi na swój standard, zajęła nam trochę czasu. Oddaliśmy samochód na lotnisku, choć to też dużo powiedziane. Zostawiliśmy go, zgodnie z instrukcją wynajmującego na lotniskowym parkingu, otwarty. Kluczyki włożyliśmy pod wycieraczkę. Nikt nie sprawdzał, czy oddaliśmy tyle samo paliwa, ile było na początku, czy samochód nie jest zniszczony. Ot Grecja...
Z lotniska żwawym krokiem ruszyliśmy na drugi koniec miasta Corfu, ku przystani promowej. W planach mieliśmy 1,5 godzinna przeprawę na stały ląd. Mój pierwotny plan greckiej wyprawy zakładał spędzenie kilku dni na wyspie Corfu i kilku w bogatym w atrakcje północnym regionie Grecji kontynentalnej, w Epirze. Zwłaszcza, jak magnes, przyciągała mnie jedna destynacja, jedno topowe miejsce na mojej liście miejsc, które chciałbym zobaczyć. O miejscu tym będzie w stosownym czasie. Decyzja wyjazdu do Grecji kontynentalnej okazała się jak najbardziej słuszna, o czym w kolejnych postach opowiem.
Po dotarciu do Igoumenitsy, dużego portowego miasta Epiru, wynajęciu kolejnego samochodu, nota bene identycznego jak na wyspie Nissana Micry, ruszyliśmy ku przygodzie. Górujące na horyzoncie góry Pindos, wyizolowane górskie wioski, poprzecinane rzekami doliny, zapraszały już od rogatek Igoumenitsy do ich naocznego odwiedzenia.
Po niedługim czasie zjechaliśmy z autostrady do leżącej u stóp góry Tomaros miejscowości Dodoni. To jedno z najważniejszych stanowisk archeologicznych Epiru. Wprawdzie powszechnie znaną jest wyłącznie wyrocznia w Delfach, ale i tutaj w Dodoni znajdowała się dosyć zasłużona, w dodatku najstarsza, obrzędy religijne odprawiano tu już 2000 lat p.n.e. z greckich wyroczni. Poświęcona była samem Zeusowi, który to miał mieszkać w pniu okolicznego dębu i przemawiać do ludzi szumem swych liści. Najciekawszym zabytkiem tego miejsca jest teatr z III w. p.n.e., mogący ponoć pomieścić nawet 17 tys. widzów. W czasach rzymskich był nawet areną gladiatorów. Obok teatru znajdowały się sanktuarium Zeusa i jego wyrocznia.
Obecnie miejsce tylko w znikowym stopniu świadczy o swej dawnej historii, wymagając znacznie rozwiniętej wyobraźni, dla wyobrażenia sobie istoty i znaczenia tego miejsca w czasach starożytnych. Jeżeli napiszę, że w tej rozrzuconej kupie kamieni, dosyć trudno szukać dawnej chwały miejsca, no może poza areną teatru, to zbytnio nie minę się z prawdą.