Moje tegoroczne wojaże po Azji rozpocząłem od wizyty na dobrze mi już znanej Sumatrze. Zabrałem tam grupę znajomych na dwutygodniową objazdówkę po tej cudownej wyspie. Kilkukrotnie byłem już pytany, czy wizytując kolejny raz to samo miejsce nie wypalam się podróżniczo, nie czuję się zmęczony odwiedzinami tych samych miejsc. Mimo, że tym razem podróżowałem właściwie tylko po znanych mi już z uprzednich wypraw, północnosumatrzańskich destynacjach, nie czułem takich przejawów wypalenia. W końcu, czy delektowanie się urokami przepięknej sumatrzańskiej natury może męczyć, czy spotkanie oko w oko z dzikim orangutanem może czynić człowieka obojętnym, czy relaks na rajskich tropikalnych plażach może nie wprawiać umysłu w błogi stan. Odpowiadać chyba nie trzeba...
Nasza sumatrzańska objazdówka nieco naznaczona była fatum. Po pierwsze pogoda zawodziła. Miast doświadczać rozżarzonego sumatrzańskiego słońca, schowani byliśmy w większości czasu za solidnymi chmurami, zza których słońce raczyło wyjrzeć raptem kilka razy. Cóź, grudzień zazwyczaj to jeden z najsuchszych okresów w tej części Sumatry, niemniej w tym roku monsun nadzwyczaj się wydłużył. Cóż zadbać o opaleniznę przypadnie mi w innych miejscach...
Kolejnym fatum wyprawy było zetknięcie się z katastrofą żywiołową, jaką było nawiedzenie tych terenów przez solidne trzęsienie ziemi (6.4 w skali Richtera). Niestety pozostawiło ono po sobie dość śmiertelny bilans (ponad 100 osób zabitych). Nas nawiedziło akurat w trakcie wypoczynku na rajskiej wyspie Pulau Weh. Kilkunastosekundowe trzęsienie naszymi domkami nie należało do przyjemnych doznań. Proszę mi uwierzyć na słowo. Ciekawe doświadczenie, chociaż zbytnio nie marzyłbym doświadczyć go raz wtóry. Moją reakcją było wyglądanie stanu morza. W końcu potężne trzęsienie ziemi, a zwłaszcza następujące go tsunami z 2004 roku zabiło tutaj ponad 170 tysięcy ludzi. Na szczęście tym razem obyło się bez tsunami. Pamiętne ślady tego tragicznego tsunami z 2004 roku mieliśmy zresztą okazję podejrzeć w trakcie wizytowania stolicy prowincji Aceh – miasta Banda Aceh. Potężne statki przerzucone kilka kilometrów dalej, czy też "zaparkowane" na dachu okolicznych domów, pozwoliły docenić złowieszczą moc takiego żywiołu.
Do trójcy, w końcu pecha nigdy mało, w trakcie dwudniowego trekkingu po dżungli parku narodowego Gunung Leuser, miał miejsce pechowy wypadek z moim udziałem. W trakcie przekraczania strumyka pośliznąłem się na niebywale śliskich kamieniach i mało co nie złamałem nogi. Szczęściem w nieszczęściu była jedynie solidna, aż do kości, dziura na goleniu. Dobrze, że trekking po dżunglastych przestworzach był ostatnim etapem aktywnych sumatrzańskich wojaży. Moja noga nie zniosła by jej aktywnego użytkowania.
Jakie wrażenia z Sumatry ?
Jak zwykle tylko pozytywne. Sumatra kolejny raz dała mi możliwość penetracji miejsc nieskażonych masową turystyką, wolnych od jej przywar. Sumatra przywitała mnie serdecznością tutejszych mieszkańców, pięknymi widokami na jej dzikie przestworza. Kolejnym magicznym spotkaniem z wolno żyjącymi orangutanami. Nie będę ukrywał, że to jedna z moich ulubionych azjatyckich destynacji. I wizytowanie jej, nawet raz wtóry, zawsze mnie zachwyca. Kocham te widoki na wulkaniczną kalderę potężnego stratowulkanu największego wulkanicznego jeziora świata Toba. Uwielbiam wspinaczkę na tutejsze wulkany (Gunung Sibayak), gwarantujące niezapomniane marsowe wręcz widoki. Mimo trudów i hektolitrów wylanego potu, nie raz pewnie zatęsknię za trekkingiem po dżungli w Gunung Leuser National Park i spotkaniem z jego topowym mieszkańcem – orangutanem. Nagroda w postaci relaksu na rajskiej wyspie Pulau Weh, snorkling wśród kolorowych rybek tamże, również należą do niepowszednich atrakcji. Nie dziwota, że dla takiej Sumatry uwielbiam tu wracać. Dla takiej Sumatry ciągle tu wracam. I póki taka będzie, a głęboko wierzę, że jakimś cudem ciągle będzie się opierać konsumpcyjnym mackom świata zachodniego, póty wracać tu zamierzam.
P.S. Pozwoliłem sobie ubrać moje dwutygodniowe wojaże po Sumatrze w jeden post na niniejszym blogu. Raz, że mi wolno :) Dwa, ciężko mi kolejny raz z podobnym entuzjazmem pisać o kilkukrotnie wizytowanych już miejscach. Poprzednie wpisy z tych destynacji, w moim mniemaniu zdają się wyczerpywać temat. Dla zainteresowanych odsyłam do podejrzenia relacji z moich wcześniejszych wizytacji przepięknej Sumatry.