Nic tylko wypada mi pochwalić linie lotnicze Turkish Airlines, którymi w tym roku było mi danym lecieć do Azji. Obsługa na poziomie, podobnież standard świadczonych usług. Ba, wydaje mi się, że to najlepsza linia, jaką do tej pory leciałem, a latałem już wcześniej tymi największymi tuzami (Emirates, Qatar, Lufthansa, etc.). I tylko smutno, że w związku z niepewną sytuacją w kraju rodzimym linii lotniczych, częstymi ostatnio zamieszkami i wybuchami bombowymi w Turcji (nawet na lotnisku), linia przeżywa dotkliwy kryzys. Planuje się zresztą masowe zwolnienia w związku z mniejszą liczbą klientów skorych do wyboru tureckiej linii. Przejaw tego widoczny był zresztą w trakcie mojego lotu do Kuala Lumpur, gdy na moje oko tylko około 10 % miejsc było zajętych. Mnie to bynajmniej nie przeszkadzało, przeciwnie pozwoliło wygodnie rozłożyć się na czterech siedzeniach i przespać większość lotu.
Moja przesiadka w Stambule przebiegła bez najmniejszych problemów. Trochę się obawiałem, że raptem godzina czasu na przesiadkę może nie wystarczyć. Niepotrzebnie.