Trzeci raz w trakcie mojej 50 – ciodniowej już, tegorocznej włóczęgi po Azji, równo miesiąc po ostatnim pobycie tutaj, 16 raz (sic ! ) w życiu. Kuala Lumpur. Moje miasto. I mimo, że je bardzo lubię, że je bardzo dobrze znam, czułem się trochę zmęczony kolejnym pobytem tutaj. Zwłaszcza, że było przeraźliwie, tak wiem że brzmi to ironicznie i złośliwie, mając na uwadze potężne mrozy panujące w Polsce, gorąco. Nie było praktycznie czym oddychać. A, że miałem w planach powrót do Indonezji, do której loty na najblizsze dwa dni, nie wiedzieć czemu, były zdecydowanie zbyt kosztowne cenowo, postanowiłem wyskoczyć poza Kuala Lumpur. Wybór padł na Malakę, przepiękne, umiejscowione na liście UNESCO, kolonialne miasto na zachodnim wybrzeżu Malezji. Raptem dwie godziny drogi z malezyjskiej stolicy. Byłem już tutaj przed prawie 6 – cioma laty, ależ ten czas pędzi. Mile wspominam pobyt w tym urokliwym miejscu. Wypadało więc odświeżyć wspomnienia.
Malaka to niezwykle zasłużone miasto na kartach historii, zwłaszcza czasów kolonialnych. Od pradawnych czasów stanowiło jedno z głównych miast handlowych Azji. Z uwagi na swe strategiczne położenie na szlaku towarowym przez Cieśninę Malaka, imperia kolonialne toczyły zaciekłe walki o dominację nad miastem. Do dzisiaj w architekturze miasta widać ślady po bytności tutaj europejskich potęg kolonialnych, czy to Portugalczyków, Holendrów, czy też Brytyjczyków (fort A'Famosa, St. Paul's Church)
Bynajmniej nie zamierzam zagłębiać się tu w arkana historii tego wspaniałego miasta, internet jest w tym względzie niezastąpiony. Po drugie pewnie powtarzałbym swoje zapiski blogowe z wpisu sprzed 6 lat, kiedy po raz pierwszy było mi danym wizytować to miejsce. Nie zmienia to faktu, że Malakę uwielbiam, uważając bez dwóch zdań za najpiękniejsze miasto Malezji. W skali nieco bezbarwnej w mojej ocenie Malezji, zwłaszcza jej kontynentalnej części, Malaka zdaje się dodawać jej kolorytu, sprawiać, że pamięć jej różowawych elewacji nieodłącznie przywoływać będzie pozytywne odczucia. Przyjazd tutaj był doskonałym pomysłem. Niewielkich rozmiarów dzielnica kolonialna, urokliwie zlokalizowana nad brzegami rzeki Malaka, kolorowe rowerki, chińskie świątynie, kawiarenki i kafejki przeglądające się w swym rzecznym odbiciu, wreszcie gustownie odrestaurowane, stare kamienice, najczęściej przekształcone na nadrzeczne hoteliki, ze skrzypiącą przy każdym kroku podłogą, wszystko to dopełnia wizerunku malezyjskiej kolonialnej perły. Do Malaki niewątpliwie warto przyjechać. Każdy znajdzie tu coś dla siebie. Miejsce do zagłębiania się w śladach dawnej historii, miejsce do romantycznych spacerów, miejsce wypoczynku od wielkomiejskiego zgiełku Kuala Lumpur ...