Rozwiązuję zagadkę. Jadę na Sumbę. Gdzie to, pewnie zapytacie ? Będzie to jak najbardziej słuszne zapytanie. Sumba to jedna z najmniej popularnych indonezyjskich wysp. Ciągle zapomniana przez nie tylko masową turystykę, ale również i backpackerską. Tu naprawdę mało kto dociera. A to błąd. Sumba to jedna z najciekawszych wysp nie tylko Indonezji, ale na całym naszym globie. Dlaczego tak jest ? W czym Sumba jest tak wyjątkowa ? Postaram się po krótce napisać.
Sumba, mimo, że to całkiem duża wyspa (11 152 km ) jest wyspą kompletnie zapomnianą, leżącą z dala od turystycznych szlaków. Sumba to przede wszystkim bogata spuścizna kulturowa. W dalszym ciągu tkwiącą w prawiekowych tradycjach i zwyczajach. Mnóstwo tu zatrzymanych w czasie starodawnych wiosek, z charakterystycznymi szpiczastymi dachami pokrytymi strzechą. Mnóstwo megalitycznych grobowców w dalszym ciągu stanowiących miejsce pochówku. Wioski tętnią życiem, zamieszkiwane przez stuletnie babcie ciągle żujące betel, naokrągło wyszywające piękne ikaty, ponoć najpiękniejsze tkaniny w całej Indonezji. Mężczyźni z kolei w dalszym ciągu dumnie dbają o przytwierdzone do pasa parangi, gotowi do ich użycia w przypadku jakiejkolwiek obrazy.
Sumba to wyspa która przez całe wieki żyła w odosobnieniu podzielona na małe królestwa i jeszcze mniejsze klany, niemalże nieustannie skonfliktowane z sąsiadami. Walki plemienne miały tu miejsce na każdym kroku i to jeszcze do niedawna. Do niedawna jeszcze wiszano czaszki wrogów, jako trofea zdobyczne na drzewie ustyuowanym w centralnym punkcie wioski. Do niedawna jeszcze uprowadzano ludzi, z sąsiednich wiosek, celem sprzedaży ich jako niewolników sąsiednim wyspom. Do niedawna, choć w wielu wioskach do dzisiaj, na przekór wladzy w Jakarcie, czy licznym misjonarzom, kultywuje się tu wiarę w ducha przodków – Marapu. W dalszym ciągu mają tu miejsce ceremonie pogrzebowe, znacznie odkładane w czasie, czasem nawet przez dziesiątki lat, podczas których ciała zmarłych spoczywają w tym czasie w rodzinnych domach. W dalszym ciągu składa się tu ofiary z bawołów, świń i kurczaków. W dalszym ciągu wróży z wnętrzności zwierząt, na podstawie wyglądu których można odczytać przyszłość człowieka.
Do dzisiaj praktykuje się tu w lutym i marcu, przypominające średniowieczne turnieje rycerskie, choć bez uźycia zbroi, słynne walki konne z użyciem włóczni – tzw. festiwal Pasola. W jego trakcie w dalszym ciągu dochodzi do wypadków śmiertelnych. Do dzisiaj wioski niezadowolone z przebiegu Pasoli wszczynają burdy i zamieszki. Czasem nawet dochodzi do aktów podpalenia sąsiednich wiosek. Nie dziwota więc, że Sumba w dalszym ciągu uważana bywa za wyspę gwałtowną i nieco niebezpieczną. Zapewne to główny powód, dlaczego ciągle dociera tu tak mało turystów. Pozostałe to kiepski transport, uboga baza hotelowa, trudności w dostępie do informacji.
Aspekt kulturowy, bogata prawiekowa spuścizna wyspy, jej turystyczna izolacja to główne powody, dla których tu przyjeźdzam. Choć nie wolno zapomnieć i o przepięknej naturze wyspy. O usianym wapiennymi wzgórzami interiorze, żyznych polach ryżowych i o nieprawdopodobnie szerokich i pustych plażach. Nie sposób nie wspomnieć o bogactwiej tutejszej fauny, wielu zwierzakach spotykanych już w niedalekiej Australii (krokodyle, kakadu, etc.). Wizyta na Sumbie będzie zresztą wizytą w najbardziej jak do tej pory wysuniętym na południe miejscu, w jakim będzie mi danym być. A to też dodatkowy argument...
Wyczekuję tej nieznanej wyspy Sumby...