Ledwie co wróciłem z Ameryki Środkowej (Gwatemala, Belize), tyle co zdążyłem przepakować plecak, chwilę się ogarnąć, a znów wyjeżdzam. Pisać chyba gdzie nie muszę, bo sprawa jest oczywista. Do Azji, jak co roku, jak co zimę, jak już od dziewięciu lat. Zliczyłem ostatnio moje pobyty w Azji, trochę się już zebrało. Mała statystyka, bardziej dla mnie, bym kiedyś nie musiał liczyć od nowa :
2009/10 – 14 dni
2010/11 – 67 dni
2011/12 – 112 dni
2012/13 – 80 dni
2013/14 – 111 dni
2014/15 – 119 dni
2015/16 – 122 dni
2016/17 – 133 dni
Razem około 758 dni (!!!), szmat czasu. Ponad dwa lata w drodze po Azji !!! Zresztą widać tendencję zwyżkową, z roku na rok zostaję coraz dłużej ...
W zasadzie nie wiem co pisać tytułem wstępu. Najlepiej, najprościej byłoby przekopiować teksty z poprzednich wypraw, wiele się w tych kwestiach nie zmieniłoby. Jestem Azją przesiąknięty. Próbowałem smakować inne miejsca, jak choćby w tym roku, wspominaną, Amerykę Centralną. Fajnie, pięknie, kolorowo. Ale Azja to nie jest. Ona jedyna ma coś w sobie, że chce się do niej wracać i wracać. Zapachy, smaki, uśmiechy ludzi, multikulturowość, można by wymieniać. Kto nie był i tak nie zrozumie. Mną tak zawładnęła, że tam się czuję najlepiej. Tam znajduję miejsca spoza cywilizacyjnych kręgów, mniej przeżarte konsumpcjonizmem, pędem za mamoną, wyścigiem szczurów. Takich miejsc coraz mniej, ich krąg się kurczy, wszystko staje się bardziej ujęte zachodnimi ramami, przewidywalne, zero jedynkowe. Tak jest i w Azji, nie ma się co okłamywać. Niemniej ciągle odnajduję miejsca jeszcze się ostatkiem sił przed niszczącym wpływem świata pieniądza broniące.Wspominam sobie swoje zeszłoroczne wojaże po dalekiej Indonezji, cudownych Molukach, dzikiej Sumbie, pięknej wyspie Flores, odseparowanych od świata Togeanach, magiczne wspomnienia wracają. Kupa przygód, wzruszeń, szereg napotkanych wspaniałych ludzi, miliony uśmiechów. Liczę na podobne w tym roku. Świat jest piękny. W wersji azjatyckiej najpiękniejszy. A przynajmniej dla mnie takim jest. Nie dziwota, że kolejną zimę jadę właśnie tam czerpać z życia, chwytać go garściami, cieszyć się nim. W końcu człowiek nie urodził się po to, by wyłącznie przeżyć swoje życie, zwłaszcza w jednym miejscu. Spieszmy się kochać świat, nasze życie jest krótkie, zbyt długo nie jest nam dane cieszyć się faktem bycia w tak wspaniałym miejscu...
Gdzie w tym roku, zapytacie ?
Rzecz jasna Indonezja. W zeszłym roku spędziłem tu całą zimę, ponad 4 miesiące, wcześniej też sporo czasu. Indonezja mnie fascynuje, zachwyca. Mój ulubiony kraj świata. Pojeżdżę, poszwendam się, zwiedzę nowe miejsca, wzbogacę swój język indonezyjski.
Tym razem, w przeciwieństwie do ostatniego roku, otworzę się i na inne azjatyckie kraje. Odwiedzę po latach średnio lubianą Tajlandię. Azję jak nie z Azji, już pochłoniętą parciem po mamonę, traktującą człowieka jak chodzący portfel, niemniej ciągle niebywale piękną. Dam jej kolejną szansę. Po latach zasługuje.
Odwiedzę Kambodżę, zdecydowanie przeze mnie lubianą, Zobaczę, czy po latach ponownie mnie oczaruje. Sam jestem ciekaw postępu, jaki wraz z napływem kapitału, turystów, poczyniła.
Odwiedzę Filipiny, średnio przeze mnie lubiane. Zachwycające plażami, podwodnym życiem, rozczarowujące kulturowo.
Odwiedzę i kilka innych mniej lub bardziej planowanych miejsc.
Będzie wspaniale, jak co roku. Będą chwile nie do zapomnienia, jak i te mniej miłe. Jak to w podróży. W najlepszej szkole życia.
P.S. Z czasem zauważam, że moje wpisy są coraz bardziej lakoniczne, mniej przesiąknięte entuzjazmem. Proszę się nie dziwić. Naoglądałem się tej Azji co nie miara. Coraz mniej mnie zaskakuje, coraz ciężej o nowe miejsca. Coraz trudniej o rzetelne wpisy, a i człowiek coraz bardziej leniwy. Pewnie dlatego ciężko zmobilizować się i popracować na blogu. Wpisów z dwóch moich ostatnich wyjazdów nie dokończyłem, i tym razem może być podobnie ...