Geoblog.pl    milanello80    Podróże    Azja 2017/18 (Tajlandia, Kambodża, Indonezja, Filipiny, Malezja )    Migawki rodem z Kac Vegas...czyli o tym jak poznałem Thorna, zostałem złodziejem, kobietach z fujarkami, więzieniu i szeregu innych wręcz niewyobrażalnych zdarzeniach na wyspie Siargao
Zwiń mapę
2018
25
sty

Migawki rodem z Kac Vegas...czyli o tym jak poznałem Thorna, zostałem złodziejem, kobietach z fujarkami, więzieniu i szeregu innych wręcz niewyobrażalnych zdarzeniach na wyspie Siargao

 
Filipiny
Filipiny, General Luna
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 14801 km
 
Pisałem w poprzednim poście, że przygód nie zabraknie? Pisałem. Takich przygód, jakie spotkały mnie już na samym początku mojego pobytu na Filipinach za nic się jednak nie spodziewałem. Nic a nic. Można by nimi obsadzić scenariusze kilku niezłych produkcji komediowo-dramatycznych. Skrzyżowanie kabaretu z pogrzebem gwarantowane. Czego więcej ? Zależy od punktu zapatrywania. Oj, bohaterom Kac Vegas bez dwóch zdań zrobiłbym konkurencję.

Zaparzyć kawy, usiąść wygodnie na kanapie, zapiąć pasy, zaczynamy ...

Pominę opisywanie niewątpliwych uroków wyspy Siargao, tej poświęcę osobny wpis, skupiając się na opowiedzeniu mojej barwnej historii.

Thorna, cóż to za imię ?, opasłego 59 letniego Amerykanina, poznałem w przystani promowej w Surigao. Wykłócał się z miejscową Filipinką, która wepchała mu się do kolejki po zakup biletów na prom. Jego stanowczość i bezpośredni sposób argumentacji nie przypadł mi do gustu. Mimo, że generalnie miał absolutną rację w tym sporze. Jednocześnie jego sposób bycia, gestykulowania, wyrażania się sprawiał, że nie zyskiwał sympatii w oczach postronnego obserwatora. W moich bynajmniej nie. Kolejny zadufany w sobie Amerykanin, pomyślałem. Sprawiał wrażenie człowieka, którego problemy lubią szukać i zapewne znajdują. Gdybym tylko wiedział, jak celnie go oceniłem.

Kolejny raz miałem sposobność spotkania z nim, tym razem bliższego, już po dotarciu na wyspę Siargao. Zapytał, czy nie jadę do miasteczka General Luna i czy nie podzieliłbym z nim kosztów tricykla, jedynego środka transportu tamże. Jako, że szukałem takiej osoby, pomyślałem, czemuż by nie, w końcu wyjdzie o połowę taniej. Nawet jego niezbyt przyjemna aparycja, nie stała się powodem bym odmówił sposobności podzielenia kosztów dojazdu. Już po chwili jechaliśmy we właściwym kierunku. Opowiedział mi historię swego życia. O wielu firmach, które zwykł prowadzić. Byciu korespondentem na meczach koszykówki Phoenix Suns czasów Barkley'a, o przemycaniu sterydów przez meksykańską granicę, prowadzeniu hotelu w Tajlandii przez ponad 10 lat, wielu innych burzliwych historiach na jego życiowej drodze. Nie sprawiał wrażenia człowieka, którego mógłbym posądzić o konfabulacje. Zdawał się nie kłamać, wspominając nawet te mniej chlubne okresy życia. Choćby niedawny wypadek motocyklowy po pijanemu w Tajlandii, po którym na długi okres wylądował w szpitalu. Wielka blizna na kolanie zdawała się tylko potwierdzać ten fakt.
Na Filipiny przyjechał szukać żony. Twierdził, że wszystkiego już w życiu doświadczył i od pewnego czasu czuje potrzebę ustatkowania się. Na kobietach w Tajlandii się wielokrotnie przewiózł, stąd postanowił poszukać gdzieś indziej. A jakie inne miejsce lepiej się ku temu nadaje niż Filipiny ? Żadne...
Nasza droga upłynęła na moim wsłuchiwaniu się w jego barwne historie. Po dotarciu do General Luna postanowiłem pójść własną drogą. Wypożyczyłem motocykl i pojechałem szukać jakiejś bazy noclegowej. Podobne plany miał Amerykanin, w efekcie czego wielokrotnie na siebie wpadaliśmy. Ostatecznie, po pewnym czasie i wielkich trudnościach w znalezieniu miejsca noclegowego, postanowilismy szukać razem. Ja prawa strona drogi, on lewa. Tak będzie łatwiej, pomyślałem.
Po trzech godzinach wspólnych, bezowocnych poszukiwań, daliśmy za wygraną. Ki cholera ? Wszystko pełne, a to co wolne, absurdalnie drogie. Czas odpocząć na chwilkę przy chłodnym piwku. Nasze myśli spotkały się. Jedno, drugie, kolejne. Śpimy na plaży. Postanowione. Możemy kontynuować nasze piwne rozmowy...
Przespaliśmy się w przyplażowej altance. Super, czasy studenckie się przypomniały. Tyle, że mój nowy towarzysz nie ma kluczy do motocykla. Dalej się głowię, jak to w ogóle możliwe, skoro od motorka, którym przyjechał, do altanki było raptem pięć metrów... Nic to, zapłacił za dorobienie zapasowej kopii. Zdarza się.

Kolejny dzień. Wreszcie znaleźliśmy noclegownie. Proste bambusowe domki, w dodatku niezbyt drogie. Za sąsiada mam, a jakże Amerykanina. W sumie to on znalazł to miejsce. Nie ma problemu, pomyślałem. Całkiem zabawny wieczór mieliśmy dnia poprzedniego.

Kolejny wieczór. Jedziemy na pobliską dyskotekę. Amerykanin aż się zrobił czerwony z podniecenia. Nie wiem, czy to kwestia wiary w swoją ars amandi (sztukę podboju), czy kwestia piwsk wlanych w jego opasłe cielsko pod moją neobecność. W niedługim czasie przysiada się do mnie ladyboy. Amerykanin rży do rozpuku, śmiejąc się, że swoją wybrankę już znalazłem. Nie wiem czemu tak jest, ale te ladyboje zawsze mnie lubiały. Czy to na Filipinach, czy w Tajlandii, Kambodży... Nic z tego, kobieta z fujarką to coś nie dla mnie. Taktownie odmawiam natrętnej "kobiecie z przyrodzeniem". Parkiet jest Amerykanina. Baluje w najlepsze. Jedna, kolejna kobietka. Ma to coś, myślę. Ale co to ? Thorn szykuje się do wyjścia. Patrzę i nie mogę uwierzyć. Albo mnie oczy mylą, albo jestem pijany, mimo że się takowym nie czuję. Wychodzi z ladybojem. Nie rozpoznaje, czy cholera, myślę sobie. Za późno by go uświadomić odjechał. I to z kim, z ladybojem :) To się teraz będę z Ciebie naigrywał bratku.
Niedługo wsiadam na motocykl i wracam do siebie.

Pogoda dnia kolejnego nie rozpieszcza. Większość czasu spędzam na błogim nieróbstwie na hamaczku. Gdy tylko zobaczyłem Amerykanina śmieję się do łez. Uswiadomił sobie, że wziął na noc ladyboja dopiero, gdy dotarł z nim do domku.
- Wykopałeś go natychmiast, zapytałem ?
- Nie, zrobił mi dobrze ustami. Co za różnica, czy kobieta, czy kobieta z fujarą. Nie no, zdębiałem. Nawet nie wiedziałem, czy się śmiać, czy czuć zażenowany. Gość który się ze mnie śmiał, tylko z faktu że dosiadł się do mnie ladyboy, dał sobie nastepnie zrobić dobrze właśnie ladybojowi ? Coś mi tu nie gra...

Wieczór. Rozjaśniło się trochę. Czas pojechać coś zjeść. Odpalam motorek. Zadymiło, dziwny dźwięk. Co jest, pomyślałem. Coś jest nie tak. Patrzę, żółty motor, Honda XRM, stelaż na deskę surfingową ma. Jakby mój, ale chyba nie mój. Naklejki inne, inny wydech. Co jest do cholery ? Coś mi nie pasuje. Jadę pod dyskotekę, na której balowaliśmy wczoraj. Patrzę stoi żółty XRM. Mój, ten jest mój... Okazało się, że wyjeżdzając późną nocą spod dyskoteki zabrałem inny motor. Wyglądał tak samo, ten sam model, kolor, oba stały koło siebie, nawet klucz pasował. O kurde, myślę sobie, zostałem na jeden dzień złodziejem. Na mieście dowiaduje się, że zgłoszono kradzież motora, że pewien Niemiec szuka go od rana, zapłakany, że będzie musiał zapłacić jego wynajmującemu za zgubę. Gdy sprawa się wyjaśnia, dziękuje mi prawie całując dłonie. Że mi po pysku nie dał, nie pojmuję, sam nie wiem jakbym się zachował.

Basta, dwa dni na wyspie, a przygód jak w niejednej komedii. Starczy. Jutro jadę na objazdówkę wyspy. Dzisiaj zero dyskotek. Patrzę, Amerykanin przygruchał nową zdobycz, tym razem ewidentnie kobietę. No, chociaż tyle...
Rankiem wyruszam na objazdówkę wyspy. Niechętnie, ale zgadzam się na towarzystwo Thorna i jego nowej dziewczyny. Wyprosili mnie. Coż mi szkodzi, myślę sobie. Nowa miłość Amerykanina prosi mnie, by zatrzymać się przy jej domu, by mogła się przebrać. Po chwili wybiega z zapytaniem, czy nie zabiorę na tył mojego motorka jej siostry. Nie, nie, nie... Nie chcę nikogo wozić. Bardzo mnie prosi, błagalnie, prawie płacząc. Miękki jestem, cóż mi szkodzi, myślę sobie...
Nie tylko nie to ... Do cholery... Z drewnianego kurnika służącego za dom wychodzi jej siostra. Patrzę i nie dowierzam. Dziewczyna ? Tak, z fujarką. Jak z bicza strzelił. To jest niemożliwe, to się nie dzieje naprawdę, to jakaś seksmisja, czy co ? Chciałem być miły, zgodziłem się zabrać siostrę dziewczyny i co ? I moim towarzyszem motorka ma być ladyboy ?
- Nie, nie zgadzam się, Za żadne grzechy. Nie będę woził moim motorkiem ladyboja. Patrzę jak dziewczynie z fujarką robi się przykro, jej siostra również posmutniała, nawet Amerykanin.
- Weź ją mówi, nie bądź dla niej niemiły. Wystroiła się, ma okazję wyskoczyć z tej drewnianej szopki choć na chwilę, co Ci szkodzi.
Co Ci szkodzi, co Ci szkodzi, ciągle to samo, ciągle źle na tym co Ci szkodzi wychodzę.
- Dobra, wsiadaj mówię dziewczynie z fujarką. Głupio mi się zrobiło. Zgadzam się.
- Zero dotykania, zero obejmowania, instruuję dziewczynę z fujarką. Możesz ze mną jechać, na nic ponadto nie masz co liczyć. Kobiety i owszem lubię, ale tylko takie bez fujarek...
Poobjeżdzaliśmy znaczną połać wyspy, miałem okazję zamienić nie jedno słówko z dziewczyną z fujarką. Jest całkiem w porządku. Aż przykro, że jest trochę takim wykolejeńcem. Niby kobietą, a facetem. Niby facetem, a jakby duchowo kobietą. Oj, złożone to. Ciężko mi to pojąć.

Po objazdówce uciekam do siebie. Zostawiam Amerykanina z rodzinką, z jego dziewczyną i jej siostrą z fujarką. Jestem zmęczony, za dużo tego dla mnie. W kolejne dni unikam go. Przebywanie z nim to proszenie się o problemy. Uciekam co rano motorkiem na motorkowe wojaże. Nim wstanie. Widzę, że kontynuuje pijackie wieczory, o dziwo ciągle z tą samą jedną dziewczyną. Ma problem, zauważam, alkoholowy. Zbytnio się z nim nie zadaję, nie wróży to nic dobrego.

Ostatniego wieczoru na wyspie żegnam się z Thornem. Kolejnego dnia postanawiam wyjechać. Przejadła już mi się Siargao. Czas na nowe. Namówił mnie na pożegnalne piwo. Ok, będę się kontrolował, bez dwóch zdań. Piję jedno, drugie, na spokojnie. On kilka więcej, a i za dnia pewnie kilka też wychylił. Ale ochlaptus, znów jest pijany, zauważam. Nie no, nie ma wieczora, żeby się nie uchlał. Jemy burrito w przydrożnym barze. Łup, patrzę, leży na chodniku. Wyrżnął do tyłu i leży. Wstać nie umie. Próbuję mu pomóc. Ciężki jest jak diabli. Ponad 140 kilo robi swoje. W końcu mi się udaje. Oj, żałosny to widok. Żałosny... Po chwili oświadcza, że jedzie po dziewczynę. Co ? Taki nawalony ? Szarpiemy się o jego kluczyki, chowam je.
- Dawaj, drze się w niebogłosy. Dawaj te kluczyki. Dobra, myślę, rób co chcesz. Ja jadę do domku. Rano spadam z wyspy.

Rano.
Ktoś mi klepie w drzwi. Właścicielka naszego resortu z jakąś kobietą. Okazuje się, że Amerykanin po pijaku spowodował zderzenie z innym motocyklistą i jego dzieciakami. Oba motory poniszczone, dzieci poodzierane. Druga kobieta to matka poszkodowanych dzieciaków. Ponoć dogadali się z Amerykaninem, że zapłaci jej za zniszczony motocykl. Budzimy z właścicielką resortu pijanego Amerykanina. Kojarzy fakty, wykłóca się, że to nie jego wina. Ze to wina drugiego motocyklisty.
- Zapłać jej, szepczę mu. Byłeś pijany, po drugie jesteś biały. I tak będzie Twoja wina.
- Nie, na pewno nie tyle co chce, odpowiada.

Cholera jasna, myślę sobie. Pomagam mu, bo go znam. Nie z wyboru, ale znam. Ale czy to moja sprawa ? Za godzinę mam prom. Spadam, mam już tego dosyć.

Pik pik, esemes. Od właścicielki resortu. Amerykanin w więzieniu. Ma zapłacić 50 tysięcy peso. Bez tego nie wyjdzie...

 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (1)
  • zdjęcie
Komentarze (2)
DODAJ KOMENTARZ
marianka
marianka - 2018-03-02 11:36
Po tytule wiedziałam, że będzie niezła jazda, ale nie spodziewałam się takiego finału. Właściwie to smutna historia.
 
milanello80
milanello80 - 2018-03-02 15:15
Właściwie tak. Dobrze, że nie dla mnie. Czasem trzeba zaufać instynktowi i pewnych ludzi unikać.
Ale potem z kolei nie byłoby co opowiadać ... :)
 
 
zwiedził 42% świata (84 państwa)
Zasoby: 1117 wpisów1117 1552 komentarze1552 14981 zdjęć14981 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
28.11.2024 - 28.11.2024
 
 
01.09.2024 - 15.09.2024
 
 
27.04.2024 - 04.05.2024