Jak wspominałem uprzednio, na Filipiny wybrałem się w sposób dosyć złożony, wieloetapowo. Miast najprostszą drogą, na około. Dlaczego ? Wyjaśniałem dość dokładnie w tym poprzednim poście. Nie przedłużając, Manilę osiągnąłem po trzech dniach, po trzech lotach. Myślicie, że to koniec trudów podróży ? Nic bardziej mylnego...
Jako, że Manila nigdy nie zawładnęła moim sercem, postanowiłem, mając taką okazję, nawet nie stawiać stopy na jej ziemi, udając się wprost ku planowanej destynacji na filipińskiej ziemi. Postanowiłem odwiedzić obarczoną złą sławą wyspę Mindanao, drugą największą filipińską wyspę. Tę do której stanowczo odradza się jeździć (choćby nasz MSZ), tę na której porywają turystów, obcinają im głowy (nie tak wcale dawno), wyspę słynnych piratów z morza Sulu, islamskich fundamentalistów (organizacja MILF), miejsce gdzie niedawno walczono z nimi o miasto Merawi. Z drugiej strony słynny spichlerz Filipin, wyspę nieskażoną turystyką, ciągle dziką, naturalną. Taką, jakie odkrywać lubię najbardziej. Najeździłem się w trakcie tegorocznej wyprawy po miejscach turystycznych, czas na takie spoza turystycznego szlaku. Przenocowałem, wielkie słowo, na lotnisku w Manili i pierwszym porannym lotem (godz. 4.20) odleciałem ku wyspie Mindanao. Moim pierwotnym planem, miejscem pierwszej wizyty na wyspie Mindanao, zamierzałem uczynić wyspę Siargao. Surfingową stolicę Filipin, przy tym wyspę uważaną za jedną z najpiękniejszych w całym filipińskim archipelagu ponad siedmiutysięcy wysp. Zamiast drogiego lotu wprost na wyspę z przesiadką w Cebu, postanowiłem dostać się tam lotem do miasta Butuan. Widoki zza samolotowej szyby na wschód słońca nad wyspą Mindanao, a zwłaszcza nad wulkanami wysepki Camiguin tylko utwierdziły mnie w przekonaniu o słuszności wyboru Mindanao jako destynacji kilku najbliższych dni na filipińskiej ziemi. Wylądowałem w Butuan. Stąd transportem lądowym dotarłem do portowego miasta Surigao, skąd już przejażdzka promem dzieliła mnie od dotarcia do miejsca docelowego. Dzięki wczesnemu lotowi z Manili dostanie się w ten sposób na Siargao stało się możliwym w ramach jednodniowej przeprawy.
Tutaj, w przystani promowej w Surigao, w trakcie oczekiwania na prom na wyspę Siargao, zaczęła się moja niesamowita historia. Historia, o której muszę opowiedzieć, która wydaje się tak niewyobrażalna, że aż nieprawdziwa.
Ale o tym, już w kolejnym poście...