Od kilku już dni (english below) jestem na Tajwanie. Kraju, choć nie do końca uznawanym przez społeczność międzynarodową, w którym do tej pory nie było mi jeszcze danym postawić stopy. Dwudziesty już któryś skalp azjatyckich państw w kolekcji. Tajwan poraża swą przyrodą, jej autentyczną dzikością, pięknymi górami, niesamowitą zielenią...
Topowym miejscem na tajwańskiej ziemi jest
Park Narodowy Taroko. Cudowne miejsce...
Nie mogłem wyjść z zachwytu przemierzając wynajętym motorkiem jego czeluści. Droga wije się przez kilkadziesiąt kilometrów wokół rzeki Liwu. Jej krańce wyznaczają potężne górzyska, pionowo wyrastające do nawet 3500 metrów. Widoki zapierają dech w piersiach. Głowę wypada zadzierać hen wysoko, by objąć skalę i ogrom tych pionowych skalnych osuwisk. Co rusz przystawałem robiąc porcję kolejnych zdjęć, uważając jednocześnie, by nie dostać w głowę opadającymi skalnymi odłamkami. Wracam pamięcią do wielu kanionów, które miałem okazję wizytować na swojej podróżniczej drodze, chyba żaden nie zrobił na mnie takiego wrażenia jak kanion Taroko.
Miejsce bez dwóch zdań wyjątkowe