W Hondurasie byłem poprzednio tylko przez jeden dzień. Przejeżdżając łącznie 6-cioma autobusami granicę z Nikaragui, będąc w drodze do Salwadoru. Mimo reputacji jednego z najbardziej niebezpiecznych krajów świata (państwo z jednym z największych na świecie poziomem zabójstw), co często nie ma jednak przełożenia na turystyczne realia, sumiennie przyrzekałem sobie tutaj wrócić, niezwłocznie po odwiedzinach Gwatemali.
Najbardziej znanym miejscem Hondurasu jest bez wątpienia urokliwe miasteczko
Copan Ruins. W jego granicach znajdują się jedne z najsłynniejszych pozostałości wielkiego imperium Majów...
Copan, zasłużenie wliczone w poczet zabytków
UNESCO, było najpotężniejszym z miast Majów w południowych granicach zasięgu tej cywilizacji. W czasach swojej świetności zamieszkiwało je nawet ok. 28 tysięcy mieszkańców. Copan nie zawdzięcza swej sławy świątyniom czy piramidom, jak wiele innych majańskich miast, a swej misternej detalice, bogatej ornamentyce, kapitalnym rzeźbieniom , masywnym kamiennym stellom, podziemnym tunelom pod świątyniami.
Copan słynie z niesamowitych schodów świątynnych, zwanych
Schodami Hieroglifów, na których wyryto ponad 2500 znaków, stanowiących najdłuższy zabytek piśmiennictwa Majów... Z drugiego największego w świecie Majów (po Quirigua), placu centralnego (Plaza Central), z drugiego największego boiska ( po Chitchen Itza) do rytualnej gry w pelottę...
Copan jak mało które z archologicznych stanowisk Majów nawiązuje swoją symboliką do zamierzchłych czasów świetności tej mezoamerykanskiej cywilizacji...Nieśmiało próbuje się przebić przez moją świadomość myśl, czy czasem to nie są najpiękniejsze z ruin majańskich, jakie w swoim życiu wizytowałem, a widziałem już ich całkiem sporo, łącznie z tymi najpopularniejszymi. Przechadzając się ruinami tego niesamowitego miejsca, nie mogłem wyjść z zachwytu nad potężnymi drzewami
puchowca (Ceiba tree), świętego drzewa Majów, które obrastały ruiny tego potężnego miasta prekolumbijskiej cywilizacji. Kto wie, czy niektóre z nich nie były świadkami świetności tego miejsca. Ich potężne rozmiary wprost dodawały majestatu miastu. Tym, co jednak najbardziej mnie zachwyciło, poza rzecz jasna walorami architektonicznymi, były kolorowe ary, kolejny symbol świata Majów, przelatujące nad głowami. Ich donośny skrzekot, dostojny lot i niesamowita feria barw sprawiały, że aż nie chciało się opuszczać tego niesamowitego miejsca. Tutejsze wzniesienia tzw.
Macaw Mountains (Góry Ar) to naturalne siedlisko tych ptaków. Kapitalną robotę robi tutaj Sanktuarium tych ptaków
Macaw Mountain Bird Park, które reintrodukuje do naturalnego środowiska te niesamowicie piękne stworzenia. Dzięki temu można je powszechnie podziwiać w ich naturalnych środowisku, wolne, dostojne i bajecznie kolorowe...
Jeżeli do powyższego dodać urokliwość samego miasteczka Copan Ruins, nie dziwota, że zostałem oczarowany tym miejscem. Nie dziwota, że pierwsze wrażenie ze skąpanego w złej sławie Hondurasu było niezwykle pozytywne...