Geoblog.pl    milanello80    Podróże    Ameryka Centralna 2022    Carpe Diem, jak to mówią...
Zwiń mapę
2022
17
mar

Carpe Diem, jak to mówią...

 
Honduras
Honduras, Pico Bonito
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 3819 km
 
Podoba mi się tutaj w Hondurasie. Piękne miejsca, słoneczko świeci, mało turystów (w kolejnym poście będzie o jednym wyjątku), wszyscy omijają szerokim łukiem, zero komerchy, nikt mnie nie zabił, nikt nawet nie próbował. Nudy... Nic tylko podróżować...

W długiej i męczącej drodze z Copan na karaibskie wybrzeże Hondurasu przejeżdżałem przez miasto San Pedro de Sula, jeszcze do niedawna owiane sławą najbardziej niebezpiecznego miasta świata. Dawnej światowej stolicy morderstw. Fakt, że w mieście nie pobyłem za długo. Ot, czas niezbędny na przesiadkę na kolejny autobus. Tutaj jednak też nikt mnie nie zabił, nawet nie próbował.

I tak jadąc autobusem ku tropikalnym wyspom karaibskiego wybrzeża Hondurasu natrafiłem na wzmiankę o ciekawym Parku Narodowym w zasięgu mojej drogi. W miejscu tym można w dodatku odbyć pełen adrenalinowych doznań rafting... Nikt mnie dwa razy nie musiał namawiać, by zmienić plany.

Na dwa dni wylądowałem w drewnianym, dosyć rustykalnym hoteliku (Lodge - Jungle River Lodge) urokliwie usytuowanym nad brzegiem dosyć potężnej rzeki Rio Cangrejal. Dżungla, Parku Narodowego Pico Bonito, z każdej strony wprost wchodziła w progi hoteliku. Poranna kawka z widokiem na latające w górze tukany, dziką dżunglę wokół, szum rzeki, wszystko to sprawiało, że aż się chciało celebrować te momenty jak najdłużej. Uwielbiam takie miejsca, z dala od cywilizacji, jej wygód, rozpasanych żądz, z dala od luksusów, gonitwy dnia codziennego, hałasu ulicy.

Ależ pysk mi się cieszył, że znalazłem wzmiankę o tym miejscu. Ależ podobnież pysk mi się cieszył w trakcie raftingu po potężnej, teraz tylko nieco spokojniejszej z uwagi na niższy stan wody, rzece Rio Cangrejal. Mijaliśmy potężne głazy, pokonując nie raz rapidy nawet IV stopnia, kilka razy walcząc, by nie wypaść z pontonu, a wokół niezmącona cisza i zieloność dżungli.

Carpe diem, jak to mówią...

Że atrakcji było mi mało, popołudniem wybrałem się jeszcze na kilkugodzinny trekking przez dżunglę pod wodospad El Bejuco (ok 80 metrów wysokości). Park Narodowy Pico Bonito to jeden z najpiękniejszych Parków Narodowych całej Ameryki Środkowej. Sporej powierzchni (56473 hektarów). Zdecydowanie bardziej przypadł mi do gustu niż choćby osławione Parki Narodowe Kostaryki, które nie tak dawno odwiedzałem. Tam natrafiasz na tłumy wizytatorów, podświadomie zastanawiając się, czy to rzeczywiście jest jeszcze ostoja dzikiej przyrody, czy może już jakiś twór dżunglopodobny. Tutaj przez bite trzy godziny nie natrafiłem na ludzką duszę. Tylko ja i dżungla...

Wszystko przebiegało sprawnie do czasu dotarcia pod wodospad. Kapitalna, dzika dżungla, jej bujna zielona szata, masa motyli ulatująca spod nóg, na czele z osławionymi niebieskimi morpho, w końcu niesamowity wodospad El Bejuco.

Odtąd rzeczy zaczęły się komplikować. Otóż nie byłbym sobą, gdybym, zamiast wrócić jedyną słuszną trasą, nie obrał kursu na udowodnienie sobie, że pokłady głupoty i braku rozsądku w moim małym móżdzku mają rozmiary nieograniczone. Postanowiłem wracać dżunglą wprost w dół, korytem rzeki utworzonej przez wodospad. Przyszło mi przeskakiwać potężne, niesamowicie śliskie głazy, co raz to odszukiwać jakiejś jedynej możliwej drogi zejścia, wytaczać nowe szlaki, pełzać między zwaliskami i korzeniami, uważnie patrzeć, czy zza gałęzi nie wystaje czasem jakiś wąż. Oj, nasłuchałem się inwektyw rzucanych nie raz z mięsem w swoją stronę. Rzucanych rzecz jasna przez samego siebie...

Po długiej i uciążliwej walce dotarłem w końcu do rzeki Rio Cangrejal. Przypadło mi jeszcze w udziale przepłynąć rzekę wpław, po odnalezieniu rzecz jasna miejsca ze spokojniejszym nurtem, z komórką i pieniędzmi schowanymi do czapeczki by nie zamokły, powędrować drogą dwa kilometry pod górkę, by w końcu już po zachodzie słońca dotrzeć finalnie do mojego urokliwego dżunglowego hoteliku i przy wieczornym piwku powspominać przygody dnia dzisiejszego...


Gdyby głupota miała imię, pewnie mogła by nosić moje nazwisko...


Carpe diem, jak to mówią...


Ot, kolejny nudny dzień w podróży
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (35)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedził 42% świata (84 państwa)
Zasoby: 1116 wpisów1116 1546 komentarzy1546 14981 zdjęć14981 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
01.09.2024 - 15.09.2024
 
 
27.04.2024 - 04.05.2024
 
 
24.11.2023 - 01.04.2024