Głowiono się i głowiono... Gdzie to tym razem jadę ? Mówiłem, że spełniać kolejne podróżnicze marzenia.
Zagadka się wyjaśniła. Jestem w drodze do Pakistanu. Tak, do Pakistanu. Zmysłów nie postradałem, przynajmniej mi się tak wydaje... O Pakistanie krąży w świecie niezbyt przyjazna opinia. Ja tam pojechałem, by się przekonać na własnej skórze, że te wszystkie piękne zdjęcia z niesamowitych gór, cudowne doliny, kolorowe, turkusowe jeziorka, to właśnie w tym Pakistanie. Że głosy o niezwykle przyjaznym usposobieniu lokalsów, to nie są puste frazesy. Że określenia, jakoby to była jedna z piękniejszych destynacji świata, to prawdziwa, realna, rzeczywistość...
Nie o tym jednak post. Dwa dni w drodze do Pakistanu spędziłem w Emiratach Arabskich, konkretnie w ich stolicy Abu Dabi. Bywałem już wcześniej w sąsiednim emiracie Dubaju, który kompletnie mnie nie zachwycił. Blichtr, pokazówka wylewały tam się zza każdego zakrętu, zza każdego wieżowca. Nie lubię takich sztucznych miast, bez historii, terenów zielonych, świata zorganizowanego przez człowieka bez udziału natury... Do Singapuru, Hongkongu, Panama City, Szanghaju, innych nowoczesnych miast przyszłości tym sztucznym tworom daleko, oj daleko... Żadne petrodolary tego faktu nie zmienią. Abu Dabi również mnie nic a nic nie zachwyciło. A już temperatury teraz tu panujące wręcz zabiły... Nie dziwota, że stworzyłem sobie slogan reklamowy tego miasta Abu " nigdy więcej" Dabi