Pierwszy pełny dzień pobytu w wymarzonym od lat Pakistanie miał być tylko przedsmakiem tego, co nas czeka w tym niesamowitym kraju. Ale, patrząc po przystawce, jak tak wybornie ma też wyglądać danie główne, to musi być ono niesamowicie wykwintne, smaczne i najwyższej jakości...
Do Pakistanu, jego stolicy -
Islamabadu, dolecieliśmy rozklekotanym, zdezelowanym, zdecydowanie urągającym jakimkolwiek normom bezpieczeństwa samolotem linii Pakistan Airlines. Nie muszę nadmieniać, że byliśmy jedynymi turystami ze świata zachodniego w owym wehikule...Podobnież zresztą już i na lotnisku w stolicy kraju. Większość pasażerów stanowili pracownicy pakistańscy, pracujący jako "gestarbajterzy" w Emiratach, wracający na wizytę do rodzimego kraju.
Islamabad odwiedzimy ostatniego dnia pobytu w Pakistanie. Tym razem tylko szybki nocleg i poranny wyjazd samochodem w długą, wielogodzinną drogę ku prowincji Gilgit - Baltistan. Przejeżdzaliśmy, w większości słynną Karakorum Highway, z Islamabadu na północ, do stolicy owej prowincji, miastu
Gilgit. Trasa około 500 kilometrów przez potężne górzyska, na czele ze słynną
przełęczą Babusar Pass (4137 m), otwartą dla ruchu kołowego tylko i wyłącznie przez 4-5 miesięcy w roku, zajęła nam bite 14 godzin...
Ale bynajmniej nie nudziliśmy się. Widoki z kategorii tych zapierających dech w piersiach, usta cały czas szeroko rozdziawione. Jeżeli tak ma wyglądać nasza wyprawa po Pakistanie, to nic tylko wyczekiwać kolejnych dni... A te najpiękniejsze dopiero nadchodzą. Od jutra już na motorach...