Dziś nie będzie zbyt obszernie, bo i zbytnio nie ma o czym pisać. Po ucieczce z Kuby w wersji resortowej, z Cayo Santa Maria, wpadliśmy z odwiedzinami do sporawego, piątego największego miasta Kuby -
Santa Clara.
Nie byłoby w nim nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że w czasach fidelowskich odegrało istotną rolę w dojściu antyimperialnych idei rewolucyjnych do władzy. Gdzie nie popatrzeć, na muralach, w restauracjach, wszędzie rzuca się w oczy bandycka morda słynnego rewolucjonisty
Che Guevary. To tutaj w 1958 roku, ostatnich dniach owego roku, odegrała się ostatnia bitwa rewolucji, po której reżim utorował sobie drogę do władzy, zmuszając zbyt przyjaznego zachodowi, a niezbyt postępowym ideom rewolucyjnym, Bautistę do ucieczki z kraju. Wykolejono pociąg z posiłkami wojskowymi, w liczbie 408 żołnierzy, jadący z odsieczą dla opętanego rewolucją Santiago... Chwali się za akcję samego Che, tymczasem siedział on schowany gdzieś w krzaczorach, wysyłając na tę trudną misję swoich żołnierzy. Dziś jego legenda jest tak rozsławiona w Świecie, że sporo ludzi nie zdaje sobie nawet sprawy, jakim plugawym był bandziorem. Popularne są koszulki z jego podobizną, nadruki, tatuaże... Santa Clara wręcz hołubi swego "rewolucyjnego bohatera" umiejscawiając w swoim obrębie mauzoleum z jego prochami, muzeum bitwy, wiele innych proCHE obiektów kultu.