Kolejna,
15sta już z rzędu zima w tropikach dobiegła końca.
130 dni minęło jak z bicza strzelił.
4ta zima z rzędu w szerokościach geograficznych latynoskich. Kwiecień za pasem, znak że czas kończyć zimowe wojaże...
Mam wrażenie, jakbym ledwo co przyjechał, a tyle się przecież wydarzyło. Jak to u mnie, intensywnie, z przygodami, kroplą potu na czole.
Koloruję tę swoją mapę krajów latynoskich na zielono, co roku dodając jakieś nowe kraje i destynacje do kolekcji. Powoli mi to idzie, bo też obszarowo teren to ogromny, a ja lubię poczuć, powąchać, przyjrzeć się, zastanowić, nie po łebkach... Mimo, że pałam większą estymą do mojej Azji, coraz bardziej przekonuje mnie latynoska część Świata. Ma w sobie wielką dozę fantazji, entuzjazmu, kolorytu, a przy tym, zwłaszcza przyrodniczo, ale i kulturowo, jest nadzwyczaj atrakcyjnym zakątkiem Świata.
Tegoroczna zimówka obfitowała w kapitalne miejsca i destynacje :➡️ spędziłem prawie 2 miesiące na
Kubie. Moje zamiłowanie do tego kraju nijak nie zelżało. Specyficzny, borykający się z potężnymi problemami ekonomicznymi, a przy tym roztańczony i uśmiechnięty to kraj. Uwielbiam tu wracać..
➡️ kolejny raz wpadłem do lubianego przeze mnie
Ekwadoru, mojego ulubionego kraju Ameryki Południowej, do krainy wspaniałych sześciotysięczników andyjskich, pełnej dzikiego zwierza Amazonii, no i przede wszystkim kapitalnego świata przyrody na Galapagos. O Galapagos kiedyś tylko marzyłem, teraz bywam tu regularnie... Wizyt w Ekwadorze nigdy mi mało...
➡️ odczarowałem nieco bandycki wizerunek
Peru, ruszając "szlakiem gringo" ku jego największym atrakcjom. Spełniłem wreszcie latami śnione marzenie o inkaskiej fortecy
Macchu Picchu, podziwiałem kolory tęczowych gór Vinicunca, pływalem po najwyższym żeglownym jeziorze Świata Titicaca, kroczyłem ulicami jego kolonialnych miast Cuzco, Arequipy czy też Limy,
➡️ dorzuciłem nowy kraj do kolekcji – latami krążącą w myślach
Boliwię, gdzie odwiedziłem największą pustynię solną Świata – Salar de Uyuni, gdzie zjechałem słynną "drogą śmierci", wizytowałem najwyżej położoną stolicę Świata La Paz, odbyłem andyjskie trekingi ku cudownym lagunom,
➡️ śladowo i nieplanowo odwiedziłem
Chile, z jego stolicą Santiago, nota bene dosyć bezbarwną i o niezbyt latynoskim charakterze,
➡️ jak co zimę wpadłem z wizytą do przepięknej plażowo
Panamy, ku jej rajskim wyspom San Blas, hipsterskim Bocas del Toro, do jej najpiękniejszej w całej Ameryce Środkowej stolicy, kilku innym miejscówkom,
➡️ zniesmaczony szukałem miejsc wolnych od przywar masowej turystyki w przeżartym nią na wskroś
meksykańskim Jukatanie, które to miejsce uznałem za jedyny blady punkt na mapie wielce kolorowych wojaży po tym regionie Świata.
Oj, sporo się działo, miejsca zmieniały się jak w kalejdoskopie. Przeżyłem tyle przygód, co zapewne latami siedząc stacjonarnie, nie miałbym okazji doświadczyć...
Znów było pięknie...Jakie kolejne plany ? Wracam przez Europę do mojej ukochanej, do Indonezji. Tam do jesieni, a kolejna zima znów w klimatach latino. W końcu sporo tu jeszcze miejsc mi nieznanych...