Kończę już moją tegoroczną przygodę z Chinami. Niestety 15 dniowa wizyta, czyli dokładnie na tyle na ile pozwala darmowa wiza (wyjechałem na godzinę przed rozpoczęciem 16go dnia), dobiega końca.
Kończę wielkim marzeniem. Do tej pory miałem cztery wielkie chińskie marzenia - zobaczyć ostańce krasowe w Guilin, przejść się Murem Chińskim, chłonąć fantastyczną panoramę Gór Avatarowych i spojrzeć w oczy Wielkiemu Buddzie z Leshan. Dla mnie, miłośnika orientu, fascynata ideologii i filozofii buddyjskiej, to miejsce które koniecznie chciałem zobaczyć. Bezwarunkowo umieściłem je więc w planach chińskich wojaży.
Właśnie dopełniłem tę listę, kolejny raz udowadniając, głównie sobie, że spełnianie marzeń może być drogą życiową, a przy tym to bardzo przyjemna czynność.
Wielki Budda z Leshan (na liście UNESCO), miasta położonego godzinę drogi szybką koleją od Chengdu, wykuty został w czerwonawej skale piaskowej nad zbiegiem rzek Min i Danu za panowania dynastii Tang, w latach 723-803.
To najwyższy - wysokości 71 metrów, i największy kamienny posąg Buddy (wyższy jest tylko współczesny Wielki Budda w Tajlandii, wykonany z betonu) na Świecie.
Jego budowa rozpoczęła się w 723 r. n.e. pod przewodnictwem chińskiego mnicha buddyjskiego o imieniu Hai Tong. Wierzył on, że Budda Maitreja uspokoi wzburzone wody okolicznych rzek, które nieustannie dokazywały statkom tu przepływającym, spychając je na skały. Kiedy finansowanie projektu zostało zagrożone, mnich podobno wydłubał sobie oczy, aby pokazać swoją pobożność i szczerość. Ostatecznie jego budowę dokończono w 803 roku. W wyniku tej ogromnej budowy z klifu usunięto tak dużą ilość kamieni, wrzucając je w czeluści rzeki poniżej, że rzeczywiście zmienił się bieg prądu, dzięki czemu przepływające statki mogły bezpiecznie przepłynąć przez rzekę. Oczywiście odpowiedzialnością za to błogosławiono owego kamiennego Buddę, łaskawym wzrokiem spoglądającego w rzeczną toń...
Stanięcie pod tym olbrzymim kamiennym cielskiem Buddy z Leshan już samo w sobie stanowi przeżycie. Spoglądając hen ku górze człowiek ma świadomość bycia takim maluczkimi, zwłaszcza uwzględniwszy duchowy wymiar tego miejsca... Tutaj czujesz ponad-wiekową duchowość, ponadreligijną uniwersalność, wyższy wymiar. Dopiero masy przetaczających się tłumów, wybudzają Cię z duchowych rozważań, przenosząc na powrót ku rzeczywistości. Szkoda, że akurat w Chinach, choćby w porównaniu do Japonii, ten buddyzm wyzbyty jest nieco tego pierwiastka duchowości.