Jestem w
Urugwaju, mimo że miałem w pierwotnych planach być w Paragwaju. Nic to... Nie zmienia to faktu, że do któregoś GWAJU dotarłem Nie narzekam bynajmniej z tego powodu. Zapełniam na zielono tę swoją mapę Ameryki Południowej, więc i Urugwaj przyszedł do kolejki, przyjmując zieloną barwę...
Ciekawy to kraj, mimo braku jakichś nadzwyczajnych atrakcji turystycznych. Taka południowa Europa w Ameryce Południowej. Bogaty, najbogatszy per capita na całym kontynencie, czysty, ogarnięty gospodarczo, mimo braku zasobów surowcowych, z bardzo rozwiniętym rolnictwem, systemem opieki społecznej, zdrowotnej. I kompletnie nie tak krzykliwy, jak dopiero co raz wtóry wizytowana Kolumbia.
Przyjeżdżając tutaj, wiedziałem, że nie ma wprawdzie zbyt wiele do zaoferowania pod względem turystycznym. Ot raptem 2 obiekty na liście UNESCO, kilka destynacji plażowych, całkiem przyjemną stolicę. Reszta kraju pola, pastwiska dla bydła i koni. Mimo wszystko warto, moim zdaniem choć na kilka dni uczynić go miejscem eksploracji. W końcu to taka stara dobra Europa w Ameryce Łacińskiej.
Zacząłem od
Montevideo, stolicy kraju, urokliwie położonej u ujścia rzeki La Plata do Oceanu Atlantyckiego. Miasto to ciekawe, pełne ładu, harmonii, niesamowitej mieszanki stylów architektonicznych. Wystarczy usiąść na bardzo przyjemnym placu centralnym Starego Miasta -
Plaza de Indepeniencia. Przepiękne kolonialne budynki przeplatają eklektyczne kamienice, style art deco, art noveau, art wie co jeszcze..., dalej pełne brutalizmu blokowiska, czy będący abstrakcyjnym miszmaszem architektonicznym (gotyk, renesans, art deco) dziwak w postaci pałacu
Pallacio Salvo. Tutaj, aż dziwota że to piszę, niekoniecznie wygląda to komicznie. Przeciwnie, ciekawie, schludnie, całkiem gustownie, choć i nieco masońsko. Ciekawym miejscem jest też pobliski nadrzeczny deptak
La Rambla, ponoć najdłuższy taki (22 km długości) w całym Świecie. Wypatrywałem drugiego brzegu potężnej tu La Płaty z nadzieją na ujrzenie boskiego Buenos Aires. Nadaremnie...
Pozostało podpatrywać tutejsze kormorany, nadzwyczajne zdolniachy w sztuce nurkowej. Co rusz wyciągały pokaźną rybę z rzecznych otchłani...
Stare Miasto, poza nie się nie zapuszczałem, mimo niewielkich rozmiarów musi się podobać, choć na każdym kroku czuć, że jakby mniej latino tutaj, bardziej europejsko. Szerokie bulwary, parki miejskie, porządek. Bardziej przypomina to jakąś Barcelonę niźli kraj kręgu kulturowego latino.