Ja to na dupie nie wysiedzę... Ledwo co skończylem moje ponad czteromiesięczne wojaże po Ameryce Południowej, a już zdążyłem wpaść z wizytą na kilka dni do Rzymu. A teraz jestem w przededniu kolejnej wielkiej wyprawy. W kierunku będącym dla mnie typowym "Terra Incognita". Kompletnie nieznanym, raczej celowo i z racjonalnie wytłumaczalnych względów unikanym. Cóż począć, skoro podczas tej mojej życiowej przygody zakolorowywania mapy Świata, został mi już de facto tylko ten kierunek. Jadę na Czarny Ląd. Do
Afryki. Miejsca niezwykłe bogatego przyrodniczo, krainy dzikiego zwierza, intrygujących kultur, dzikich plemion. Lądu racjonalnie często nieprzewidywalnego, wyłamującego się logice, niewyjaśnialnego na zdrowy rozum. Przygoda gwarantowana, tym bardziej, że będzie po swojemu, z namiotem na dachu samochodu, na campach w buszu, w otoczeniu herd dzikiej zwierzyny. Przygoda gwarantowana. Afryka pokaże mi w końcu swoją prawdziwą "czarnolądową"twarz. Do tej pory takiej prawdziwej Afryki nie doświadczyłem. Ruszam na sam dół Afryki, ku wymarzonym
wodospadom Wiktorii, wiercącym dziurę w głowie pełnej podróżniczych żądz już od lat....Reszta miejsc, kwestia improwizacji, na szybko rodzących się planów i fantazji....
Jak to śpiewała Shakira... Its time for Africa...