Szczesciu trzeba ponoc dopomoc. Swoja decyzja o wyjezdzie w strony, gdzie obecnie przebywam, tak wlasnie zrobilem. I uswiadamiam sobie wlasnie jakim pieprzonym szczesciarzem jestem. Sa ludzie, ktorzy cale zycie marza, ale badz nie maja przyslowiowych jaj, by szczesciu dopomoc, badz szereg innych problemow im to uniemozliwia. Od zawsze marzylem o egzotyce, tropikach, nurkowaniu w blekitnym oceanie, dzisiaj te marzenia spelniam.
Jak wczoraj pisalem Koh Tao to prawie rajska wyspa. I tak w rzeczywistosci, a pisze po dniu wloczenia sie po wyspie, jest. Z drugiej strony wyobrazam sobie, jak cudownie musialo tu byc kilkanascie lat temu, gdy miejsce to nie bylo zdeptane turystycznym butem.
Szczescie polega rowniez na tym, by byc w odpowiednim miejscu, w odpowiednim czasie. I mnie sie to przytrafilo. Obecnie Tajlandia cierpi na deficyt turystow, miejscowi to zreszta podkreslaja na kazdym kroku. Wrecz nie potrafie sobie wyobrazic sytucji, gdy na tej rajskiej Koh Tao zawitaja kilkukrotnie wieksze grupy najezdzcow. Wyspa za dnia i noca, to dwa idealnie rozne swiaty. Po nocnej hulance pijaczej, Angole, bo oni tu dominuja, zwalczaja w dzien kaca, lezac w cieniu palm, a najczesciej w zaciszu pokoju hotelowego. Na ten czas wyspa wydaje sie rzeczywiscie rajem na ziemi. Sytuacja zmienia sie dopiero na wieczor, gdy wracaja do hulaszczego procederu. Na ulice wylaza transwestyci, ale ich tu duzo, piwsko leje sie strumieniami. Wyspa przestaje byc rajem.
Mam tez szczescie, jak zwykle zreszta do pogody. W czerwcu powinno tu byc bardziej deszczowo, tymczasem deszczu nie uswiadczysz, a grzeje tak, ze swoje biale cielsko w dwa dni zabrazowilem, jak nigdy w zyciu.
Mam tez szczescie do cen. Dzieki sytuacji w Tajlandii, domniemanych zamieszek, o ktorych nawet miejscowi nie maja pojecia, jest tutaj zdecydowanie mniej turystow niz winno byc. Stad ceny sa wyjatkowo niskie, a takie nurkowanie, napisze o wrazeniach jutro, wiecej niz polowe tansze niz w Egipcie chocby.
Wreszcie kuchnia, palce lizac. Dobrze, ze babcia tego nie czyta. Moglaby sie jeszcze duzo od tubylcow nauczyc. Codziennie delektuje sie inna miejscowa strawa i bezwzglednie stwierdzam, ze to najlepsze zarelko w moim zyciu. A co dopiero bedzie w Malezji, gdzie podobno czlowiek nie potrafi sobie odmowic zadnej strawy ?
Czyz nie jestem szczesciarzem, doswiadczajac wszystkich tych rozkoszy w tym cudownym miejscu. I bynajmniej nie przemawia przeze mnie megalomania, egocentryzm, Naprawde mam takie odczucia