Wpis uzupelnie, bo internet jest tu cholernie drogi. Cztery razy drozej niz w Tajlandii. Jutro caly dzien nurkuje. Dobra juz moge uzupelnic.
Rankiem opuscilem tajlandzka granice, nabylem nowy stempel w paszporcie i oniemialem z wrazenia, ale po kolei. Z granicy postanowilem, by nie tracic calego dnia, jak wczoraj, na przejazdach dojechac do portu, skad odplywaja lodzie na wyspy Perhentian, taksowka. Bylo wiec drozej niz winno byc, ale i tak nie najgorzej. Dystans 140 km pokonalem za w przeliczeniu 80 zl. Oj w Polsce byloby znacznie drozej. Przybralem muzulmanskiego studencika, ktory mi wczesniej pilnowal bagazu, fajny gosc. Troche z nim pogadalem o Malezji. A widoki z okna taksowki niesamowite. Piekne meczety, wspaniale palace - wszystko to swiadczy o niesamowitym poziomie cywilizacyjnym tego kraju, skad inad slusznie zwanego tygrysem Azji. Bogactwo tutejszych ludzi rzuca sie w oczy, smiem twierdzic, ze cywilizacyjnie byc moze bija nawet nas na glowe. A to przeciez ponizana przez wielu Azja.
Szybka lodzia dotarlem po poludniu na wyspy Perhentian. Kolejny raj na ziemi, ktore dane mi bylo zobaczyc. Wyspa jest miejscem jakby zapomnianym przez cywilizacje. Prad i to kilka godzin dzinnie wytwarzaja tu generatory, nie ma drog, wode dowozi sie z ladu, nie m bankow, etc. Jest za to kilka restauracyjek, szkol nurkowych i pare drewnianych, bardzo prostych kurnikow do spania. Ceny dosyc wysokie, ale wszystko mozna wytlumaczyc trudnosciami logistycznymi z dowozm produktow. Internet, jak juz wczesniej pisalem - wolny i drogi.
Popoludnie pierwszego dnia oraz caly kolejny spedzilem na byczeniu sie. Generalnie za wiele tu nie mozna robic. Poszedlem tez na druga strone wyspy, przez dzungle znajdyjaca sie posrodku i rozdzielajaca Long Beach od Coral Beach. Trasa zajmuje sic! 10 minut i to wolnym tempem.
Za to trzeci dzien byl pelen atrakcji nurkowych. Szczegolnie drugie nurkowanie zapadlo mi w pamieci. Nurkowalismy we wraku statku, ktory zatonal z pokladem cukru wewnatrz. Nie moglo wiec byc inaczej niz tylko slodko. Jest tam jedno miejsce, jak w filmach, gdzie mozna wyjac waz podajacy powietrze i porozmawiac z kompanem nurkowym, choc powietrze tam jest strasznie stare, wiec szybko trzeba oddychac znow z butli.
Trzy dni na Perehentaianach minely jak z bicza strzelil. Pozostaly rozwazania, czy tu zostac, czy moze uderzyc gdzies indziej. Mimo wielkiego zalu, podroznicza natura wybrala druga opcje.
Zegnajcie cudowne Perhentiany, wierze, ze jeszcze kiedys tu wroce.
Pozdrawiam wszystkich