Porownujac tajska stolice do malajskiej, Bangkok przegrywa juz w przedbiegach. Kroluje tu wszechobecny halas, brud, na drogach same korki, zieleni w centrum miasta jak kot naplakal. Nie za urodziwym miastem na pierwszy rzut oka jest Bangkok. I w sumie juz po pierwszym dniu chcialem stad spadac. Jestem juz trzeci dzien i dostrzegam coraz wiecej pozytywnych stron miasta. Jest bowiem w tym chaosie jakas doza uroku, trzeba tylko wiedziec gdzie jej szukac. Jak wiadomo najlepszym miejscem na ucieczke od prozy ulicy jest natura. Tej w Bangkoku zbyt duzo nie ma, ale jezeli sie rozejrzec, to i odrobina sie znajdzie. Pierwsze popoludnie po dotarciu z Ayutthati spedzilem w Zoo w Dusit, dzielnicy Bangkoku. Z nuta zalu na sercu stwierdzam, ze ow ogrod zoologiczny bije na glowe nasze polskie. Widac tu mysl, plan, koncepcje. Totez miejscowe zoo musi wprawic w zachwyt, a conajmniej zadowolic. Zwierzyny byc moze nie ma nadmiar, ale za to warunki im stworzone, otoczenie ogrodu zoologicznego, wszystko to winno stanowic wzor dla naszych zarzadcow ogrodow zoologicznych. Kolejne dni spedzam na buszowaniu po miescie, zmeczony widokami kolejnych to przybytkow wiary buddyjskiej, nota bene niezwykle urodziwych, uderzam do parku, by troche odpoczac od tajskiej ulicy, by podpatrywac zwyklych ludzi. Przypominaja sie wrecz czasy studenckie, gdy czesto przesiadywalismy z kumlami w parku, by podpatrywac ludzi, zwlaszcza kobitki, bylo super.
Kolejnym miejscem na ktore warto zwrocic uwage jest otoczenie rzeki przecinajacej stolice Tajlandii. Mozna tu jak w Wenecji poplywac taniutkimi autobusami rzecznymi po roznych zakaztkach Bangkoku - naprawde warto.
Wreszcie i sama ulica, ten nielad ukazuje swoja ciekawa strone. Warto poszwedac sie miedzy ludzmi, pousmiechac do nich, zaczepic jakas tajska slicznotke, powachac zapachu roznych potraw ulicy. Tym Bangkok na pewno zainteresuje nawet najwiekszego marudera. Wystarczy tylko poszukac.
Pozdrawiam wszystkich