Pojechalem na kilka dni z Toop na Koh Phangan. Tyle jej naopowiadalem o wyspie, ze wymusila na mnie moj kolejny powrot na te wyspe. Wzialem jak zwykle motorek i posmigalem po znanych i tych mniej miejscach wyspy. W przeciwienstwie do Samui wtory raz pokonujac te same trasy nie odczuwa sie zmeczenia. W kosc daje, przez co znacznie pobudza adrenaline, szalona gorska droga na Phanganie. Choc slowo droga to zbyt duze slowo. O dziwo mimo czasami nazbyt szalenczej jazdy, choc z Toop jednak mniej szalonej, ogladam slady wypadkow na twarzach i konczynach innych osob, sam bedac w stanie nienaruszonym.
Spedzilem wiec kilka dni z moja luba. Przekonalem sie o temperamencie Tajek. Wystarczy troche, czesto w formie zartow, wyprowadzic taka delikwentke z rownowagi, a w niedlugim czasie wszystko co ma pod reka laduje na Tobie. Pewnie i telewizorowi przygladalbys sie z bliska, gdyby tylko mozna bylo nim rzucic. Troche wiec rzeczy na mnie wyladowalo. Jak szybko jednak woda w tajskiej glowie sie zagotuje, tak tez szybko sie ochlodzi i dalej jest wszystko jakby nic sie nie stalo. Przerabialem to juz kilka razy. Przy okazji poznalem swietne miejsce, tzw. bufety, gdzie za rownowartosc 10-11 zl mozna jesc dowoli, konczac na salatkach owocowych i deserach. Swietne zarelko.
Jutro spadam do Krabi, mialem juz dwa dni wczesniej, ale zatrzymalo mnie swieto Buddy i moja towarzyszka.
Teraz juz nie ma ,ze boli.
Pozdrawiam