Od 2,5 dnia smigam sobie po poludniowo-zachodniej Tajlandii, w okolicach Satun. Wiekszosc turystow w ogole tu nie dociera, a jak juz docieraja to traktuja to miejsce jako baze wypadowa na okoliczne wyspy Ko Tatutao, a zwlaszcza Ko Lipe. Nie dziwi wiec, ze hotele swieca pustkami, wiele z nich pozamykanych jest na cztery spusty, a znalezienie tu motorka jest nie lada problemem. Ujrzenie bialej duszy jest bowiem stosunkowo rzadkie. Jako, ze hotele swieca pustkami, wiec z noclegami nie ma problemu, . Dotarlismy tu z kompanem Marcinem, poszlismy na nocny market, a od kolejnego ranka szukalismy motorkow na mala objazdowke okolicy. Okazalo sie, ze dostepne sa tylko w jednym miejscu, w dodatku stosunkowo drogo. Po negocjacjach osiagnelismy jednak satysfakcjonujaca cene. Mnie sie trafil stary rzech Suzuki z manualna skrzynia biegow. Ale jakos udalo sie na nim pokonac ponad 260 km.
Zobaczylismy przepiekne wodospady, tereny parku narodowego Bencha, dzikie odludne okolice, nadmorskie wybrzeze, ale przede wszystkim doswiadczylismy, jak wyglada nadgraniczne zycie mieszanej muzulmansko - buddyjskiej spolecznosci. Zobaczylismy taka prawdziwa, nieturystyczna Tajlandie. Na naszej drodze nie napotkalismy zadnego bialasa, za wyjatkiem kilku pracujacych na stale w pobliskiej stoczni dla jachtow.
Wieczorem bylismy na festiwalu, gdzie w nieboglosy darla sie jakas tajska gwiazda. Jako jedyni biali bylismy postrzegani niesamowicie sympatycznie, kazdy patrzyl z niedowierzaniem na dwoch wysokich falangow.
Jutro spadamy stad. Do Malezji dotrzemy nietypowa droga. Longboatem z pobliskiej przystani do Kuala Perlis, a stamtad wprost na Penang, wyspe smakow, zapachow i cudownych kulinariow. Kubeczki smakowe juz sie nie moga doczekac uczty dla podniebienia.
Pozdrawiam
P.S. Z perspektywy czasu doceniam, jak pięknym miejscem jest Satun, wolnym od przywar masowej turystyki, przesiąkniętym prawdziwie szczerym, naturalnym uśmiechem. Tutaj chyba najbardziej danym było mi obcować z miejscową społecznością. Tutaj chyba naprawdę poznałem, czym jest, choć tylko już w niektórych jak to miejscach, prawdziwa Tajlandia, a czym zapewne była, w tych innych, lat naście temu, przed jej zadeptaniem lanserskim turystycznym butem. Dziś z perspektywy czasu stwierdzam, że Satun i jego przepiękne okolice, dzięki swej autetntyczności, były najcudowniejszym miejscem na trasie mojej wyprawy po Tajlandii.