Geoblog.pl    milanello80    Podróże    Sri Lanka 2009    Trekking w cieniu "świętej góry"
Zwiń mapę
2009
11
gru

Trekking w cieniu "świętej góry"

 
Sri Lanka
Sri Lanka, Dikoya
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 10574 km
 
Późnym popołudniem docieramy do miejscowości Dickoya. Resztę dnia spędzam na włóczeniu się po miejscowości i wypoczywaniu przed nocną eskapadą na Adam's Peak (Sri Pada ). Już od kilku dni moje myśli krążą wokół tego miejsca. Jako wielbiciel górskich wojaży, gdziekolwiek jestem nie potrafię odmówić sobie wejścia na jakąś górę. A, że zazwyczaj najwyższą, widać jakaś megalomania we mnie drzemie. Adam's Peak (2243 m n.p.m.) nie jest wprawdzie najwyższym wierzchołkiem cejlońskim, w tym względzie ustępuje Pidurutalagali (2524 m), jest jednak najbardziej rozpoznawalnym oraz najczęściej zdobywanym. Jest z nim bowiem związana niesamowita symbolika. Już sama kopulasta, stożkowata sylwetka kusi, niektórzy twierdzą, że zaczerpnięto ją jako motyw przewodni wytwórni filmowej Paramount Pictures. Tym jednak co przyciąga rzeszę turystów, ale przede wszystkim pielgrzymów, jest święty charakter szczytu. Przedstawiciele wielu religi mają własne wierzenia odnośnie szczytu. Wgłębienie przypominające ślad dużej stopy, znajdujące się na szczycie góry, buddyści poczytują jako odcisk stopy Buddy, hinduiści z kolei jako ślad Śiwy, chrześcijanie widzą w nim odcisk stopy Św. Tomasza, muzułmanie poczytują go za ślad Adama. Nie dziwi więc fakt, że przedstawiciele wszystkich tych wyznań, osoby chore, nawet niedołężne odbywają pielgrzymkę ku temu świętemu miejscu. Odbywa się ona nocą, każdy chce bowiem być obecny na szczycie przed wschodem słońca, gdy ma miejsce kolejne niewytłumaczalne zdarzenie. Przez kilka minut idealnie trójkątny zarys szczytu wydaje się unosić ponad poranną mgiełką. Naukowcy do dzis nie potrafią wyjaśnić tego fenomenu, toteż uznaje się go za kolejny ponadnaturalny walor świętej góry.

Około 2.30 w nocy budzi mnie pukanie do drzwi recepcjonisty, już czas wyruszyć na zdobycie świetej góry. Moje przygotowania przeciągają się do trzeciej, wyruszam więc znacznie później niż inni turyści hotelowi. Idzie mi się na tyle wybornie, że po niedługim czasie prześcigam ich po kolei, również i całe tłumy pielgrzymów. Droga przez dżunglaste otoczenie na tyle rozgrzewa, że polar ląduje w plecaku. Drogę przyjemnie oświetlają latarnie. Im bliżej szczytu tym jest ich jednak mniej, a co za tym idzie zaczyna być coraz ciemniej. Zaczynam żałować, że nie wziąłem latarki od Marcina. Szczególnie, gdy zaliczam kolejną wywrotkę o wystający kamień. O bliskości szczytu zaczyna mnie imformować coraz wyraźniej dobijająca się do uszu buddyjska, przeraźliwie zawodząca, modlitwa, puszczana przez megafon. Wreszcie po pewnym czasie jestem, jako pierwszy z białasów. Pierwsze uczucie, którego doświadczam to przenikliwe zimno. W dodatku jestem w tym miejscu, jak we wszystkich miejscach kultu buddystycznego, bez butów. Zęby zaczynają grać swoją własną, niezależną od myśli melodię, wielokrotnie pocierając o siebie z zimna. Na powrót zakładam polar. Szlag mnie trafia, że w tym przenikliwym zimnie, w zawodzącym z głośników buddyjskim skowycie muszę czekać jeszcze dwie godziny do wschodu słońca. Zaczynam żałować nocnego trekkingu, zazdroszczę Marcinowi, który wygodnie tuli się w poduszki hotelowe. Po zbyt długim jak dla mnie czasie, poruszenie całej grupy, wyczekującej na nie wiadomo jaki cud, zapowiada bliskość i nieuchronność jego ziszczenia. Coraz wyraźniej zarysowujące się na porannym horyzoncie promyki słoneczne zapowiadają niesamowitą ucztę dla oczu. Niestety... nie zdążyła nawet nadejść. Wschodzące słońce ukazało okołogórskie otoczenie ukryte w gęstej mlecznej mgle. No tak..., nie ma co marzyć o ujrzeniu cienia góry, ba nie ma co marzyć nawet o objęciu wzrokiem cudownych widoków, jakie roztaczają się zapewne ze szczytu. Wracając z góry, przepełniony uczuciem rozczarowania, zaczynam snuć rozważania nad sensem nocnego trekkingu na Adam's Peak. Dlaczegóż takie tłumy wędrują tam, skoro prawdopodobieństwo nie wystąpienia mgły, a tym samym ujrzenia słynnego cienia góry jest znikome. Czy to tylko kwestia wiary, być może egocentryczne pojmowanie świata, liczenie na to, że właśnie mnie się uda ?

W niedługim czasie kołatające się w głowie rozterki znikają jak za dotknięciem czarodziejskiej różdźki. Mgła zaczyna stopniowo ustępować i spod jej mlecznej poświaty zaczyna się wyłaniać pejzaż, jaki każdemu niewątpliwie na długo, o ile nie na zawsze, musi wryć się w pamięć. Gdzie nie spojrzeć, zielono, całe morze zieleni. Szmaragdy, seledyny, malachity i cały szereg innych odmian zieleni tworzy niesamowity spektakl zieloności. O tym,że zieleń jest barwą niesamowicie przyjazną dla ludzkiego oka, nie trzeba przypominać. Nie może więc dziwić, że uraczony tym cudownym przedstawieniem, diametralnie zmieniłem swoje odczucia co do sensu nocnej eskapady. Odtąd radośnie podążyłem ku podnóżom góry, niejednokrotnie odwracając się w jej kierunku, by raz kolejny uchwycić w pamięci charakterystyczny trójkątny zarys szczytu w otoczeniu bujnej lankijskiej przyrody. Śniadanie tego dnia smakowało nad wyraz cudownie.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (19)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedził 42% świata (84 państwa)
Zasoby: 1116 wpisów1116 1546 komentarzy1546 14981 zdjęć14981 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
01.09.2024 - 15.09.2024
 
 
27.04.2024 - 04.05.2024
 
 
24.11.2023 - 01.04.2024