W końcu, choć z nieskrywanym żalem opuściliśmy Alghero. Niespodziewałem się, że na swojej drodze napotkamy miejsca, tożsamą mocą swój urok roztaczające. Pierwszym z takich, notabene moim zdaniem najpiękniejszym miastem północnej Sardynii, było Castelsardo. Stare miasto, wymagające nie lada wspinaczki, by się dostać w obręb miejskich murów, leży na cyplu stromo schodzącym wprost w turkusowe wody Morza Śródziemnego. Zamek Sardeńczyków, bo po taką nazwą miasto figuruje, został założony w 1102 roku przez sławny genueński ród Doria (podobnie zresztą jak i Alghero). Swoiste połączenie malutkiego prowincjonalnego miasta i obecnej na każdym kroku historii, sprawia bardzo miłe wrażenie. Sezon turystyczny minął, więc kroczenie wąskimi uliczkami, podziwianie renesansowej zabudowy, jest czynnością niezwykle przyjemną. Urodziwie na tle morza prezentuje się zwłaszcza wieża katedry Sant'Antonio Abate. Z wysokości miejskich murów podziwiamy popisy sokolników, zwłaszcza ich pupili. Przed opuszczeniem miasta delektujemy się smacznymi gnocchi.