Wyjeżdzając z Castelsardo w kierunku wschodnim nie sposób nie natrafić na słynną skałę Roccia dell'Elefante. Matka natura na tyle wdzięcznie przeprowadziła tu proces erozyjny, że w efekcie powstała wierna kopia słonia. Sardynia zresztą słynie z mnogości takich wytworów skalnych. Na swojej drodze napotkaliśmy ich klika.
Za Castelsardo zaczyna się pas plaży znany pod wymowną nazwą Costa Paradiso. Rajskie wybrzeże słynie z cudownych plaży otoczonych wielkimi głazami różnorakich kolorów. I tutaj proces erozyjny świadczy o rozdętej do niemyobrażalnych wrecz granic wyobraźni matki natury. Raz kolejny dostrzegam dobrodziejstwa płynące z faktu, że dotarliśmy tu po sezonie. Plaże są praktycznie puste. Do gustu przypadła mi szczególnie plaża w Santa Teresa di Gallura. Otoczona kamiennymi wieżami, porozrzucanymi skałami, jest miejscem, w którym snorklowanie jest czystą przyjemnością. Uganianie się pomiędzy podwodnymi głazami za barwnymi rybkami, penetrowanie jaskiń, stawianie czoła prądom wprost z pobliskiej Korsyki - nawet nie wiem kiedy, minęło dobre kilka godzin w wodzie.