Moim skromnym zdaniem Lagos i jego okolice z bajecznymi plażami, otoczonymi fantazyjnymi formacjami skalnymi, to zdecydowanie najciekawszy fragment południowego wybrzeża Portugalii. Samo Lagos w moich sądach urasta z kolei do miana najciekawszego miasta regionu Algarve. Zdecydowanie różni się bowiem od typowo turystycznych kurortów typu Portimao, Albufeira, czy Faro. Przede wszystkim nie jest nastawione wyłącznie na turystyczną konsumpcję, przejawiającą się, czy to widokiem hotelowych konglomeratów skutecznie oszpecających widok na morskie nabrzeże, czy też tabunami napalonych wyłącznie na doznania cielesne, mniej duchowe, turystami turnusowymi. Miasto wręcz do granic możliwości przesiąkniete jest historią, nie tą malutką lecz wielką, pisaną w dawnych czasach tymi najpiękniejszymi zgłoskami, tą do której dziś odwołują się portugalskie wspomnienia, tą dzięki której choć pobieżnie można poczuć ducha idei saudade. Warto więc pokręcić się po cudownych, wąskich uliczkach starej części miasta, chłonąć ślady imperialnej historii, wreszcie usiąść pod pomnikiem Henryka Żeglarza, wyobrazić sobie karawele przez niego, właśnie z Lagos, w świat wysyłane. Nie sposób wzrokiem nie natrafić na arkady dawnego targu niewolników, notabene pierwszego w Europie, tym samym snując wyobrażenia i o tej mniej chwalebnej karcie w historii miasta.
Znużenie, mogące wystąpić w następstwie chłonięcia mnogości faktów i historii miasta, najlepiej zwalczyć obecnością na jednej z wielu okolicznych plaży. Różnorodność widoków przez nie serwowanych zaspokoi najwybredniejsze gusta. Zachwalana Meia Praia mnie osobiście nie powala. Co innego Dona Ana, czy trochę dalej położona Porto de Mos. Cudowne formacje skalne, górujące nad mieniącym się wszelkimi odcieniami błękitu morzem, muszą wprawić w zachwyt. Wszystkie przebija jednak cypel Ponta de Piedade. Widoki na potężne klify po zachodniej stronie, małe łódeczki zgrabnie manewrujące pomiędzy skalnymi rozpadlinami, sprawiają, że warto zatrzymać się tutaj ponadplanowo, podziwiając maestrię i gust przyrody.
Dla mnie szczególnie przyjemnym doznaniem była kąpiel w wodach Atlantyku. Nie stanowi to nijak powodu do nadmieniania, gdyby nie fakt, że lada dzień listopad w kalendarz stuknie. Wychodzi na to, że są w Europie jeszcze miejsca, gdzie w owym czasie doświadczyć można jeszcze kąpieli w bardzo przyjemnych warunkach pogodowych.