Kierując się dalej ku zachodowi, by końcem dnia osiągnąć nasz cel – Przylądek Św. Wincenta, docieramy w okolice Salemy. Pejzaże za oknem stają się coraz dziksze, co świadczy o oddalaniu się od centrów masowej turystyki regionu Algarve. Po drodze, świadomie obierając mniej znaczące drogi, widzimy rozłożyste łąki porośnięte oleandrami, dzikie pastwiska, pozostałości wielkich gospodarstw rolnych w stanie głęboko zaawansowanego rozkładu. Ta swoista dzikość natury, jej dominacja w otaczającym krajobrazie, jakże odmienna od widzianej w miejscach bardziej turystycznych, ma swój nieprzenikający czar. Przyjemnie jest popatrzeć na stada krów wypasające sie na bezkresnych łąkach w towarzystwie białych czapli.
Ciekawie w tym otoczeniu prezentują się ruiny starego fortu Forte de Almadena. Ze wzniesionego w XVI wieku bastionu pozostały już tylko ruiny, co nie zmienia faktu, że fort ów, zbudowany na szczycie potężnego klifu i spoglądający przez kilka wieków historii w morską otchłań, jest warty odwiedzenia. Choćby tylko z uwagi na swe romantyczne usytuowanie.
W niedługim czasie mijamy kościółek templariuszy Nossa Senhora de Guadalupe. Szkoda, że jest już zamknięty. Pozostaje nam tylko z oddali przyjrzeć się miejscu, gdzie sam Henryk Żeglarz zwykł oddawać się modlitwie.