Kolejnym odwiedzanym przez nas miejscem jest Olhao, właściwie jego okolice. Ponoć miasto zasługuje na rzucenie okiem. Niestety czas nagli, a chcemy jeszcze zachłysnąć się ostatnimi promykami słońca, wystawiając raz ostatni ciała na zbawienne działanie tychże. Po drodze odwiedzamy sklepik z asortymentem typowo algarvskim, przepięknymi azulejos, bialutkimi lampionami oraz glinianymi naczyniami.
Na miejsce plażowania obieramy pobliską miejscowość Fusetę, która słynie z szerokich białych plaży. Nie przemawiają one na tyle do wyobraźni, jak widziane na początku naszych wojaży plaże okolic Lagos, nie wspominając o plażach pustelniczego, dzikiego Costa Vincentina. Gdzie nie popatrzyć widać tylko pokłady piasku. Brak tutaj majestatycznych formacji skalnych, bruzd i innych wytworów procesów erozyjnych, czy potężnych klifów. Nie sposób zachwycać się owymi plażami, mając w pamięci cudowne widoki dawniej odwiedzonych plaż. Toteż czas spędzony w Fuzecie nie był zbyt rozciągniętym w czasie.