Przed południem lądujemy na maltańskim lotnisku Luqa. Pytam Munia o wrażenia z lotu, bo widzę, że aż mu oczy walca wiedeńskiego grają, taki podekscytowany jest. Przypominam sobie swoje egzaltacje sprzed ponad pięćdziesiątki już lotów na karku. Któżby pomyslał, że tyle ich odbędę, kto by myślał, że trzygodzinny lot nie będzie już na mnie sprawiał takiego wrażenia jak niegdyś. Być może i dla niego, mówię to z punktu widzenia osoby chorobliwie łaknącej, od czasu utraty lotniczego dziewictwa, kolejnych podniebnych wojaży, jak i będąc w świadomości że dzięki lotom mam możliwość zakosztowania innego, intrygujacego świata, pełnego tajemnic, niespodzianek, fascynacji, być może dla niego właśnie loty będą odtąd odskocznią do tej przyjemniejszej strony życia, do odbycia skoku na ową drugą stronę księżyca.
Samo wyjście z lotniska pozwala przekonać się o inności, zwłaszcza klimatologicznej, maltańskiej ziemi. Wokół palmy, przyjemne, nawet bardzo, temperaturki, kraina w której króluje słońce. Już sobie wyobrażam temperatury panujące tu w środku sezonu, uff... Wizytacja Malty w sezonie, nie dość, że mniej przystepna cenowo, przenosi jeszcze w miejsca zdeptywane masowo turystycznym butem, plaże pozbawione wolnych przestrzeni, wreszcie teperatury rzędu saharyjskich.
W niedalekiej już Libii, ziemia płonie, rewolucja trwa w najlepsze, tutaj tymczasem błogi spokój, nie słychać złowrózebnych odgłosów z czarnego kontynentu, stojącego na całości swych północnych krańców, ze wschodu na zachód, w ogniu. Nie tak w końcu daleka, włoska Lampedusa, przyjmuje uchodźców libijskich, nijak na dziś dzień nie emanując stereotypem błogiej, rajskiej, sródziemnomorskiej wysepki. Malta, jak to zazwyczaj w jej historii bywało (kilka chwalebnych chwil było), stoi na uboczu.
Wsiadamy w autobus numer 8 i jedziemy ku sercu wyspy - Valettcie. Znaczna część pasażerów autobusu to rodacy z samolotu. Jacyż oni obcy, osiagając obcą ziemię. Szwargoty w rodzimym języku ustają, wyglada jakby krępowali się swej polskości na obcej ziemi. Odczucie to wraca do mnie raz wtóry, podczas moich wojaży.
W Valetcie jesteśmy tylko chwilę, wskakując do biura informacji turystycznej. Mapki tam pobrane, zwłaszcza te obejmujące katalog tras autobusowych, ułatwią nam nasze maltańskie wojaże. Dzięki nim stosunkowo sprawnie orientujemy się z zawiłościach logistycznych dworca autobusowego. Będzie on dla nas odtąd ważnym węzłem rozjazdowym w wycieczkach po wyspie. Znaczna wększość z nich będzie przez ów dworzec przemierzała, inaczej się nie da.
Po krótkiej wizycie w Valettcie, a zwłaszcza na tutejszym dworcu, po zakupie tygodniowego biletu autobusowego (niecałe 14 Euro), ruszamy ku zachodniej części wyspy, ku miejscowości Qawra. Będzie ona odtąd dla nas punktem wypadowym do eksploracji Malty.