Osiągając zatokę Gnejna Bay dowiadujemy się, że znaleźliśmy się ślepym zaułku. Dostać się stąd bowiem nie sposób. Komunikacja tutaj nie kursuje. Pozostaje odbyć powrotną drogę ku zatoce Gnajn Tuffieha Bay. Z obawy jednak o stany zawałowe serca, jakie mogłyby mieć miejsce przy okazji kolejnej wizyty w tak pięknym miejscu jak owa zatoka, obmyslamy inny plan. Z przydatnej w każdej sytuacji, co się zresztą nie raz okaże, mapy połaczeń komunikacyjnych Malty, wyczytujemy, że najbliższy autobus przejeżdza przez niedaleki Mgarr. Mimo zapewnień miejscowych, że to daleko, postanawiamy przedłużyć nasz trekking o kolejne kilka kilometrów. Być może półgodzinna przechadzka dla miejscowych to rzeczywiście szmat drogi. Dla nas, zwłaszcza dzięki ożywczym promykom słonecznym, jak i możliwości podejrzenia otoczenia, mija zdecydowanie przyjemnie i szybko. Spacer wokół przygotowanych już na żniwa pól, w obecności czmychających przed oczyma jaszczurkami i małymi wężami, dostarcza kolejnego spojrzenia na maltańską rzeczywistość. Wkrótce docieramy do wyludnionego o tej porze dnia Mgarru. Siesta ma się w najlepsze, toteż mijamy kilka ledwie żywych duszy. Najbardziej znanym miejscem miasteczka jest kościół Najświętszej Marii Panny. Jego potężne wymiary, olbrzymia kopuła potwierdzają przewodnikowe informacje o "ubieraniu" maltańskich domów doznań duchowych w zdecydowanie XXL-owskie szaty. Kościóły na Malcie osiągają niebotyczne kształty i ten w Mgarze zdaje sie potwierdzać przewodnikowe spostrzeżenia.
Innymi atrakcjami Mgarru, a głównie jego okolic są dwie megalityczne świątynie - Ta Hagrat i Skorba. Jako, że nadjezdza nasz autobus, a na kolejny trzeba będzie trochę czekać, w dodatku pusty żóładek daje o sobie znać, pomijamy wizytację tych miejsc. Jeszcze kilka megalitycznych świątyń, i to zdecydowanie bardziej znanych, przed nami.