Czlowiek chyba sie starzeje. Do takich wnioskow doszedlem dzisiaj. Nigdy nie mialem jakichs problemow z jet lagiem (dla niewtajemniczonych choroba wywolana zmiana stref czasowych), tym razem odzywa sie on z pelna moca. Obiecalem sobie rano wstac przed osma i poobjezdzac jeszcze motorkiem wysepke. Plany mialem ambitne, oprocz doznan wzrokowych, zamierzalem tez raz kolejny ogrzac starzejace sie kosci w cieplutkim oceanie. Co z tego skoro do piatej rano (u nas w Polsce wowczas 22 godzina) nie moglem usnac. A kiedy sie obudzilem bylo juz po 12 ! (u nas w Polsce 5 rano). Nici wiec z objazdowki, nici z czerpania doznan z mozliwosci przebywania na tak pieknej wysepce. Pozostalo mi spakowac sie i ruszyc na prom. Przysieglem sobie jeszcze tu wrocic, bo to niewiarygodnie piekna wyspa, a niestety moj pobyt byl zdecydowanie za krotki.
Po dotarciu na przystan w Lumut, uderzylem wprost do KL. Dotarlem okolo 22 tutejszego czasu. Kurcze zreflektowalem, ze jestem w KL juz czwarty raz, to nawet czesciej niz w naszej stolicy. Pozostal szybki meldunek w mojej stalej noclegowni w Monkey Inn i wyskok na night market. A tu towaru co zatrzesienie - buty, ciuchy, torebki, perfumy - wszystko za bardzo przystepne, kilkukrotnie nizsze niz w kraju, ceny. Oj plec piekna moglaby sobie pouzywac ...
Jutro lece wreszcie do Laosu...