Czasem tak rzeczywiscie jest, czasem nie wszystko wychodzi pieknie i kolorowo. Bywa, ze odechciewa sie wszystkiego. Takie sytuacje sa najlepszym testem dla psychiki, sprawiaja ze czlowiek wychodzi z tego mocniejszy.
Po dwoch dniach spedzonych w Nong Khiaw ruszylem w kierunku poludniowym. Odtad juz tylko w takim bede zmierzal. Postanowilem udac sie do oddalonego o okolo 350 km na poludniowy - wschod Phonsavanu. Mialem dwie opcje trasy do wyboru. Lepsza jakosciowo, choc dluzsza, z powrotem przez Luang Prabang, w dodatku znanymi mi juz drogami. Badz druga, nieznacznie krotsza, ponoc jakosciowo gorsza, choc dla mnie zdecydowanie nieznana. Oczywiscie duch przygody, zdecydowal sie na te druga. Pierwsze kilka godzin bylo ok. Mijalem gorskie wioseczki, gdzie miejscowi witali mnie niesamowicie przyjaznie. Podziwialem zielonosc okolicy, potege okolicznych gor. Problemy zaczely sie gdzies na wysokosci Muang Hiam. Pojechalem prosto za droga, wjezdzajac w polna, dziurawa i zakurzona droge. Mimo moich watpliwosci co do slusznosci obranej drogi, miejscowi utwierdzali mnie, ze to rzeczywiscie droga do Phonsavan. Po pewnym czasie bylem juz pewny, ze zboczylem z wlasciwej drogi. Miejscowi kolejny raz zapewnili mnie, ze tym traktem dotre do docelowego miejsca. Moze rzeczywiscie, choc na pewno nie jest to glowna droga, ktora zamierzalem jechac. Uznalem, ze wracanie sie nie ma sensu, w koncu powinienem osiagnac jakas lepsza droge. Niestety moje nadzieje byly plonne. Kilkukrotnie musialem przeprawiac sie przez rzeke, raz nawet na przeplaconej tratwie. Coz odwrotu nie bylo. Im blizej zmroku, tym bardzie stawalem sie nerwowy. Glownie dlatego, ze bylem nieswiadomym miejsca, w ktorym sie znajduje. W dodatku stawalo sie coraz zimniej, a glod dawal o sobie znac. Juz nawet przestalem doceniac piekno okolic, zwlaszcza Parku Narodowego Phu Lei, przez ktory przejezdzalem. Dobrze, ze choc swiatla dzialaly jak nalezy. Coraz siarczysciej przeklinalem. Postanowilem jednak nie dac za wygrana. Uznalem, ze pojade poki sil nie braknie, badz nie bedzie juz paliwa lub tez moj motorek odmowi posluszenstwa.
Dzieki niesamowitemu hartowi ducha, zmarzniety, niesamowicie glodny, po 12 godzinach dotarlem do Phonsavan.
Droga przez meke, proba charakteru, mozna by wymieniac... najwazniejsze ze ten test zdalem.