Geoblog.pl    milanello80    Podróże    Azja 2011/2012 (Laos, Kambodża, Wietnam )    Samotność długodystansowca
Zwiń mapę
2011
11
gru

Samotność długodystansowca

 
Laos
Laos, Vieng Kham
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 14504 km
 
Wieczorem, dnia poprzedzajacego opuszczenie przerazliwie zimnego Phonsavan, sprawdzilem google maps. Pokazywalo, ze droga bezposrednio na poludnie z Phonsavan w kierunku Paksan, gdzie zamierzam dojechac, jest przejezdna. Dystans to 250 km. Google maps twierdzi, ze pokonam go w 3,5 godziny. Znajac juz laotanskie realia zbytnio nie kieruje sie wskazaniami google maps. Tym bardziej, ze zadziwiajaco wszystkie autobusy przejezdzaja te trase przez Vientiane, zaden nie jezdzi ta sugerowana w google maps. Wynosi to prawie 600 km. Mnie sie jednak nie chce jechac przez Vientiane. W koncu mialem juz sposobnosc tam byc. W dodatku taka trasa zajelaby mi pewnie ze trzy dni. Zasiegajac jezyka u miejscowych, polecajacych mi wybrac sie ta trasa, postanawiam mimo wszystko zrobic odwrotnie. Tylko jeden czlowiek potwierdzil mi, ze kielkujaca w moim umysle droga moze byc przejezdna. Kiedys ponoc tam strzelano, kiedys kogos kto ta droge pokonal spotkano, kiedys... Dla mnie wystarczy, obieram owa nieznana, ponoc nieasfaltowa droge. Lekcja pokory sprzed dwoch dni uswiadomila mi, ze nie ma niemozliwego, rowniez w Laosie...

Wyruszam z Phonsavan w przerazliwym zimnie. Po okolo 2 godzinach jazdy w calkiem dobrych warunkach jezdnych, robi sie coraz cieplej. Widac Phonsavan to taki laotanski biegun zimna. Widoki po drodze sa przednie. Przemierzam potezne gory, nieustannie krece po serpentynach, przejezdzam przez gorskie wioski tutejszych plemion. Oczywiscie wszyscy sympatycznie mi machaja na powitanie, nieustannie wykrzykujac sabaidee (laotanskie dzien dobry). Az mnie reka boli od odmachiwania, niemniej to bardzo sympatyczne. Mam wrazenie, ze chyba zbyt wielu bialych tej drogi nie przemierza. Nawet boje sie przypuszczac, ze taki zwariowany pomysl mogl narodzic sie wylacznie w mojej glowie. Nie, na pewno nie, takich bezmyslnych wariatow na swiecie przeciez wiecej. Chyba ...

Po pewnym czasie asfaltowa droga sie konczy, pozostaje przemierzanie gliniastych, pylastych nawierzchni. Zbytnio nie narzekam, w koncu widoki przed oczami sa wprost filmowe. Gdzies po prawej mijam najwyzszy szczyt Laosu - Phu Bia (2819 m). Przejezdzam tez przez wioseczki zywcem przeniesione z filmow o dzikim zachodzie. Drewniane szaletki stoja u brzegow rzeki, przypominajac miasteczka z czasow goraczki zlota. Alez tu ladnie ! Miejscowi czestuja mnie miejscowa whisky lao, calkiem smaczna, niemniej nie zamierzam zbytnio rozsmakowywac sie. W koncu troche drogi mnie czeka, tym bardziej ze jak sie pozniej okazalo, przyjdzie mi kilkukrotnie przekroczyc moim motorkiem rzeke wplaw. Boje sie by zbytnio nie zanurzyc motorka w rzece. Tam, gdzie plytko przejezdzam wplaw. Gorzej na znaczniejszych glebokosciach. W jednym miejscu korzystam z pomocy miejscowych, ktorzy lodka przeprawiaja mnie wraz z motocyklem na druga strone rzeki. Mosty tu sie dopiero buduja. Widac inwestycja zakrojona jest na wielka skale. Gdy skoncza, laotanskim tempem pewnie troche to zajmie, bedzie to niesamowicie piekna trasa. Wtedy zapewne i wariatow przemierzajacych te dzikie ostepy znajdzie sie wiecej. Poki co ten chlubny przymiot wypada przypisac mojej osobie. Nie wiem, czy sie chwalic, czy rozpalic purpura ze wstydu. Zapewne okaze sie z koncem dnia ...

Wkrotce nadchodzi zmrok, w dodatku nadjechalem omylkowo okolo 40 km, a paliwo sie konczy. Doswiadczony juz okolicznosciami ciezkiego dla psychiki przejazdu z Nong Khiaw do Phonsavan, zbytnio nie przejmuje sie. Widac poprzednia lekcja wiele mnie nauczyla. Od zapadniecia mroku do Paksan pozostaje mi jeszcze ponad 80 km. Dobrze, ze odtad juz tylko asfaltowka. Postanawiam brnac ku celowi. Kawka w przyjednej chalupce stawia mnie na nogi, zakupione paliwo robi z kolei dobrze mojemu motorkowi. Osiagajac Paksan postanawiam przejechac kolejne 80 km w kierunku poludniowym ku Vieng Kham. Dzieki temu bede mial latwiej kolejnego dnia, by dostac sie ku jaskini bedacej moim kolejnym celem. Ostatecznie okolo 22 miejscowego czasu, po 12 godzinach jazdy, niesamowicie zmeczony, jeszcze bardziej brudny, docieram do Vieng Kham. Obieram tu pierwszy z brzegu guesthouse, gdzie chyba z pol godziny zmywam z siebie brud z podrozy. Gospodarz nie byl pewien coz to za jegomosc nadjechal, caly oblepiony morzem pylu, zalegajacym w oczach zebach. Nawet nie chce mu tlumaczyc jaka droga i skad przyjechalem i tak by nie uwierzyl. Przywyklem juz do tego...


Dzisiejsze meki zbytnio nie nadwyrezyly mojej psychiki. Lekcja z przed 2 dni zrobila swoje. Czasem trzeba chwil slabosci, by stanac nieustraszonym przed kolejnymi trudnosciami. Laotanska lekcja na dobre mi wyszla.

Ostatecznie pokonalem ponad 300 km, kretymi, czesto nieprzejezdnymi drogami. Lacznie na moim jednosladzie zrobilem juz ponad 1600 km. Tyle ile z poludnia Polski nad morze i z powrotem. Tyle tylko, ze w zdecydowanie piekniejszych, jesli chodzi o widoki, ale zdecydowanie trudniejszych okolicznosciach. Jestem dumny... :) Wypada byc. Tak, jestem dumny. Z tego co osiagnelem, z tego co doswiadczylem, ale glownie z tego, ze swiadomie spelniam marzenia o przygodzie.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (10)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (2)
DODAJ KOMENTARZ
rodzinka w pl.
rodzinka w pl. - 2011-12-14 18:45
My też jesteśmy z Ciebie dumni
 
agatka
agatka - 2013-08-12 02:57
podziwiam za odwage :)
 
 
zwiedził 42% świata (84 państwa)
Zasoby: 1116 wpisów1116 1545 komentarzy1545 14981 zdjęć14981 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
01.09.2024 - 15.09.2024
 
 
27.04.2024 - 04.05.2024
 
 
24.11.2023 - 01.04.2024