Przed wyjazdem z Vieng Kham mialem nie lada problem, choc w sumie dwa. Miejscowa waluta - kipy mi sie konczyly, zostalo raptem 32 tys. Suma wirtualnie niby pokazna, ale nie w Laosie. Starczyloby tylko na sniadanie. Tymczasem w tej miejscowosci nie bylo ani banku, gdzie moglbym wymienic dolary na kipy, ani nawet bankomatu. Coz uznalem, ze cala pozostala kwote przeznacze na paliwo. W sumie na nieco ponad 3 litrach powinienem dojechac do oddalonego o 100 km Tha Kheku. Moje obliczenia byly sluszne. W niecale 1,5 h pokonalem dzielaca mnie od tego miasteczka trase. W dodatku zostalo calkiem sporo paliwa. Trzeba przyznac, ze glowna droga kraju (nr 13), w strone jego poludnia jest calkiem dobrej , jak na laotanskie standarty, jakosci. Jedzie sie zdecydowanie przyjemniej niz w jej polnocnej czesci, powyzej Vientianu. Tutaj poczalem rozwazac, czy wracac do Vientianu, by sprzedac motocykl, w koncu oferowano mi tam niezla sumke, czy tez dalej dac sie poniesc drodze. Ci co mnie znaja, wiedza, ze nie moglbym wybrac inaczej. Ruszylem przed siebie. Na samo poludnie. Po tej decyzji nie bylo juz odwrotu.
Samo Tha Khek, poza kilkoma kolonialnymi kamieniczkami z czasow francuskiej bytnosci w tym kraju, nie rzuca na kolana. Mozna rzec jego uroda jest dosyc watpliwa. Jak zreszta wiekszosci miast, ktore widzialem, w Laosie, jak i w samej Azji. Jezeli chce sie zobaczyc piekne miasta nalezy zostac w Europie. Z dotychczas widzianych przeze mnie azjatyckich miast do gustu przypadly mi w sumie tylko dwa - Galle na Sri Lance i Melakka w Malezji. Ich kolonialny charakter calkowicie powala na kolana. Do Azji jezdzi sie z innych powodow niz turystyka miejska. Tutaj jezdzi sie dla egzotyki, odmiennej kultury, niektorzy dla seksturystyki :), wspanialej kuchni, pieknej przyrody. Zwlaszcza z tego ostatniego slynie Laos - pieknej dziewiczej przyrody, poteznych gor, rwacych gorskich rzek, alez rowniez i niezwykle serdecznych ludzi.
Po rozwiazaniu spraw finansowych, w miejscowym banku, obslugiwal mnie ladyboj :), i powloczeniu sie po miejskich uliczkach, postanowilem opuscic Tha Khek. Skoro miasto zbytnio nie przypadlo mi do gustu, uznalem, ze nie ma sensu wiecej tu przebywac. Postanowilem skierowac sie ku kolejnemu mojemu celowi w drodze na poludnie - kolonialnemu miastu Savannakhet. Z przewodnika wynika, ze powinno tam byc zdecydowanie przyjemniej dla oka. Na nocleg postanowilem zatrzymac sie w oddalonej 30 km od miasta docelowego miejscowosci Seno. Wszystko po to, by w drodze porannej ku Savannakhet odwiedzic polozona w polowie drogi miedzy Seno, a Savannakhet wlasnie stupe That Ing Hang.