Niektorzy mowia, ze przesyt moze meczyc. Tym bardziej, jezeli chodzi o przesyt zwiazany z nadmiarem widokow na podobnie wygladajace rzeczy. Szczegolnie, gdy przedmiotem podziwianym sa swiatynie. Dla jednych jednakie, podobne, rzec mozna do zludzenia identyczne. Zapewne zdanie takie moze wydac sie slusznym, patrzac na swiatynie powierzchnownie, patrzac statycznie, bezduchowo, widzac w nich kamienie, gluche, nieme i zimne kamienie. Dla mnie te kamienie maja wydzwiek wiekszy, duchowy. Do mnie owe kamienie mowia. I prosze bynajmniej nie posadzac mnie o zdolnosci wizjonerskie, tudziez problemy z rozbujala fantazja. Dla mnie te kamienie wyraznie przemawiaja, znaczac cos wiecej niz tylko sterte niezgrabnie, choc najczesciej wyjatkowo zgrabnie, polozonych kamiennych blokow. Dla mnie mozliwosc obcowania w ich otoczeniu jest niebywale przyjemnym doznaniem. Stokroc wolalbym wpatrywac sie w owe, dla jednych identycznie nudne, kamieniska, niz przemierzac klimatyzowane centra handlowe, pelne najnowszych zdobyczy techniki, modnych ciuchow, wylansowanych jegomosci. Pospolitosc, powszechnosc, standartowosc dobr konsumpcyjnych, sprawia ze na pewne rzeczy probujemy patrzec rownie powierzchownie. W przypadku kamieni Angkoru tak byc nie powinno. W otoczeniu kamieni Angkoru, wyczuwa ich wyjatkowosc, oryginalnosc, czuc historie w ich wydawaloby sie prosty ksztalt wpisana.
Dzisiaj udalem sie na zwiedzanie jednego z najwiekszych dziel kompleksu angkorskiego. Udalem sie na zwiedzanie Angkor Thomu. Czesto pozostajacego w cieniu slynniejszego Angkor Watu, ale czy zasluzenie ? Zdanie bede sobie mogl wyrobic dopiero po obejrzeniu tego ostatniego. Niespiesznym tempem, radujac sie z promykow slonecznych,spadajacych z serdeczna cieploscia na lico, przemierzalem teren dzielacy Siem Reap od Angkoru. Juz z daleka spogladala na mnie twarz majaczaca w bramie poludniowej, strzegacej wjazdu w kompleks Angkor Thom. Wielkie miasto, bo tak tlumaczyc nalezy nazwe kompleksu, rzeczywiscie poraza rozmiarami. Centralna i wiodaca postacia w jego obrebie jest cudowny Bajon, miejsce w pelni zaslugujace na peany czestokroc wyglaszane na jego czesc. Wlasnie Bajon zachwyca historia. Patrzac w jego slynne twarze, do dzisiaj w jego obrebie ostala sie ich znaczna wiekszosc sposrod pierwotnych 216, patrzy sie w otchlanie przeszlosci. Czulem jakby twarze chcialy mi opowiadac czesc zdarzen, ktorych byly swiadkami. Czulem sie dziwnie patrzac w nie. Niby usmiechaly sie, niby patrzyly, jakby przygladajac sie kazdemu kolejnemu widzianemu turyscie. Chcialy mowic, kazda z nich chciala opowiedziec swoja wlasna historie. Pewnie dlatego spedzilem tutaj tyle czasu, doglebnie przygladajac sie twarzom, szukajac detali, probujac znalezc tozsame. Niestety nie odnalazlem, twarze Bajony sa roznorakie, wszystkie jednak niebywale urokliwe i zagadkowe. Warto troche sie im poprzygladac :)
W ramach kompleksu Angkor Thom zwiedzilem jeszcze kilka ciekawych miejsc, m.in. piramidowa swiatynie Baphuon, z ktorej szczytu roztacza sie cudowny widok na okolice. Mialem sposobnosc popatrzec rowniez na ruiny palacu krolewskiego. W stanie dosyc szeroko zaawansowanego rozkladu wygladaja niebywale urokliwie. Dzien zakonczylem odwiedzinami w przepieknej Preah Khan. Polozony juz poza murami Angkor Thomu kompleks, przypominal mi widziany poprzedniego dnia Ta Prohm. I tutaj natura rozpychala sie w najlepsze, wciskajac swoje drzewiaste odnogi pomiedzy wytwory ludzkiej mysli architektonicznej. I tutaj wojna swiatow wygladala rownie pieknie. I w tym miejscu slowo wojna mialo wydzwiek wyjatkowo estetyczny :)
Az zaczynam zalowac, ze jutro przypadnie moj ostatni dzien zwiedzania kompleksu Angkoru. Dla jednych trzy dni to zdecydowanie za duzo. Sa jednak i tacy, dla ktorych to zdecydowanie za malo. Czyz mozna w trzy dni wsluchac sie w kilkusetletnia historie tych kamieni ?