Chyba kolega Jarek ( na geoblogu - w nieznane) mial racje komentujac jeden z moich poprzednich wpisow. Battambang rzeczywiscie ciezko opuscic, choc bylem swiecie przekonany, ze przyjdzie mi to bezproblemowo. Wiadomo jednak, ze tam gdzie diabel nie potrafi, posle babe...
Po powrocie z Pursatu wrocilem do dawnego hotelu po plecak, ktory tu zostawilem. W drzwiach, niespodzianka, przywitala mnie potencjalna "narzeczona", w dodatku w towarzystwie znajomego policjanta, bedacego naszym swatem. Fakt, ze wygladala jak zwykle urokliwie nie dzialal na mnie wystarczajaco, w koncu planowalem trzymac sie generalnego zalozenia. Niemniej perswazje ze strony obu obecnych tu osob sklonily mnie do pozostania kolejny dzien w Battambangu.
Pojechalismy z narzeczona, plusem tego bylo, ze moglem korzystac z jej pojazdu, do oddalonej 16 km na polnoc od miasta swiatyni z okresu angkorskiego - Ek Phnom. Mimo, ze czasy swietnosci ma juz za soba, o czym swiadczy sterta kamieni nieskladnie zalegajacych tu i owdzie, swiatynia moze sie podobac. Byc moze na wizytatorach Angkoru nie zrobi takiego wrazenia jak tamtejsze swiatynne przybytki, niemniej warto pofatygowac sie, by choc rzucic okiem na Ek Phnom. Po drodze wstapilismy tez na farme krokodyli. Az niesmacznie pomyslec, ze im wiekszy osobnik rzucal sie w oczy, tym prawdopodobienstwo graniczace z pewnoscia, ze wkrotce bedzie prezentowal sie jako element czyichs butow.
Wieczorem poszlismy z "narzeczona", troche humorystycznie uzywam tego okreslenia, do dyskoteki. Ta byla ewidentnie przyjemniejsza niz wczesniej wizytowana ze znajomymi Szwajcarem i Wlochem. Glownie dlatego, ze ponoc nie sposob doswiadczyc tu ladybojow. Przynajmniej tak mi sie wydawalo. Narzeczona wytancowala mnie co nie miara.
Kolejnego dnia pojechalismy nad jezioro Kamping Puoy. Jezioro zostalo sztucznie wzniesione niewolnicza praca miejscowej ludnosci w czasach rezimu polpotowskiego. Czystosc tamtejszej wody budzi zastrzezenia, totez pozostalo nam wylegiwanie sie w hamakach zawieszonych w drewnianych bungalowach na brzegu jeziora. Dzien uplynal przyjemnie. Najwieksza jego atrakcja byla degustacja grilowanych zab. Przyznam, ze byly po prostu pycha. Tyle milych akcentow. Moja chwilowa nieuwage, moze warto skonstatowac - co te kobiety robia z mezczyznami, wykorzystaly miejscowe podlotki, kradnac moj telefon. Wierze, ze znajomosc z policjantem pomoze odnalezc utracony telefon. Choc, byc moze nadzieja matka glupich ?
Jutro definitywnie wyjezdzam z Battambangu. Wreszcie znalazlem w sobie choc troche kurazu, by zakomunikowac ow fakt narzeczonej. Bilet kupiony, wiza wygasa, innej opcji juz nie ma. W Battambangu zawitalem dluzej niz planowalem, wystarczy....