Pisalem wczoraj, ze okoliczne dzikie ostepy Gor Kardamonowych kusza. Jako jeden z najbardziej dziewiczych i naturalnych lasow deszczowych swiata, kompletnie nie przeksztalconych wskutek dzialalnosci czlowieka, okolica porusza podroznicza swiadomosc swa nieprzystepnoscia, dzikoscia, mnogoscia atrakcji. Rozwazalem udanie sie na dwudniowy trekking polaczony z nocowaniem w dzungli w hamaku, niestety nie mam juz na to czasu. Obowiazki wzywaja. Chyba zbyt duzo czasu poswiecilem na byczenie sie na Ko Changu.
Pozostalo skorzystanie z innych z mnogosci repertuarow jakimi raczy okolica. Skoro miasto zbytnio nie tuczy oka, skoro wrecz przytlacza swym nieestetycznym, wrecz smietniskowym obliczem, nalezy korzystac z urokow okolicy. A tych co nie miara. Az dziwota, ze teren pozostaje stosunkowo obcy turystycznej wiedzy. Wiekszoscturystycznej braci traktuje okolice jedynie jako przesiadke ku atrakcjom wewnatrz Kambodzy. Nieslusznie. Gory Kardamonowe, zwlaszcza w okolicach Koh Kongu, bo ten obszar mialem mozliwosc spenetrowac, sa pieknym miejscem, wolnym od przywar masowej turystyki, niedotknietym zgubnym dla natury dzialaniem czlowieka. Wypada tylko korzystac z tej sposobnosci. Taki stan pewnie nie bedzie trwal wiecznie. Niedawno oddana do uzytku droga NH48 sprawia, ze teren systematycznie zyskuje na popularnosci.
Najwieksza atrakcja okolicy sa rzecz jasna jej nieprzystepne, kuszace swa naturalnoscia gory. Poki co ludzie nie wdepneli w ich polacie. Poki co nie spenetrowali zbytnio porastajacej je dzungli. Budowa drogi tylko sladowo dotknela gory, toczac przy tym zazarta walke o kazdy metr z nieprzystepnym lasem. Nie moze dziwic, ze przemierzanie glownej arterii kraju jest nie lada przezyciem. Glownie dzieki widokom zza kierownicy. Brak tu masowo zalegajacych smieci, brak ludzkich osad. Dominuje zielonosc przed oczami, chyba najwiekszy sprzymierzeniec dla samotnych gor. Moja kilkunastokilometrowa trasa miala na celu dotarcie do polozonego na obrzezach prawdziwej dzungli, ledwie w jej przedsionku, wodospadu Tatai. Widok po dotarciu na miejsce mnie zaskoczyl. Widzac juz kilka kambodzanskich wodospadow, bylem raczej nastawiony sceptycznie. Tymczasem wodospad Tatai jest niesamowicie pieknym miejscem. Zwlaszcza dzieki otoczeniu przez zielona nieprzebyta dzungle. Niosacy hektolitry wody, kaskadowy wodospad, toczy z dzungla walke o natezenie dzwiekow. Wydaje sie, ze wychodzi z niej zwyciesko. Mimo, ze jest pora sucha i zapewne w okresie deszczowym wody jest zdecydowanie wiecej. Szokiem byla dla mnie stosunkowo wysoka temperatura wody. Dzieki temu plywanie w wodach wodospadu bylo niebywale przyjemna czynnoscia.
Bedac w okolicy koniecznie odwiedzic nalezy miejscowe lasy namorzynowe, okoliczne mangrowce. Najlepszym miejscem, dajacym szanse na przyjrzenie sie ich biosystemowi daje pobliski las magrowcowy Peam Krasop. Utworzono tutaj trapy na palach umozliwiajace mila przechadzke posrod mangrowcowych korzenisk. Miejscowy las namorzynowy jest jednym z najwiekszych w tej czesci Azji, zajmuje powierzchnie ponad 23 tys.hektarow. Jego znaczenie dla przyrody, rowniez i dla ludzkiego bytu jest nie do przecenienia. Poraza zwlaszcza widok poteznych korzenisk drzew, bedacych siedliskiem zycia dla mnoga, czesto dziwacznych, stworzen. Z najbardziej znanych wymienic wypada delfiny Irrawady, czy slonowodne krokodyle.Tozsame miejsce po stronie tajskiej doszczetnie zniszczono. Dobrze, ze strona kambodzanska nie postapila podobnie. Spacer przez las namorzynowy daje mozliwosc podejrzenia natury w jej najczystszej, nieskazonej postaci.
Moje wojaze po okolicach Ko Kongu dobiegly konca. Wyjezdzam niepocieszony. Ledwie liznalem okolicy. Dwa dni na to miejsce to zdecydowanie za malo... Obiecuje sobie dozgonnie wyskoczyc jeszcze w okolice Koh Kongu przy najblizszej sposobnosci. Mam nadzieje, ze takowa jeszcze bedzie ...