Pamietam, ze w dziecinstwie, nie wiem czego poklosiem bylo owo okreslenie, byc moze nastepstwem popularnych wowczas filmow o Wietnamie, zwyklo sie w swiatku nieletniej braci, uzywac powiedzenia - ale Sajgon. Zazwyczaj nosilo ono kontekst o negatywnym zabarwieniu. Czesto zwyklo sie w ten spsob okreslac miejsca kompletnej degrengolady, uragajace estetyce, noszace slady zniszczenia.
Jakimz wiec zdziwieniem dla mnie byla wizyta w Sajgonie, dzisiaj piekniej nazwywanym miastem Ho Chi Minha. Miasto pokazalo swoja, zupelnie przeze mnie nie spodziewana, twarz. Swoim rozmachem, zamoznoscia, nowoczesnoscia, strzelajacymi w niebo wiezowcami, niekompleksowymi rozwiazaniami, przerazajacym ruchem na drodze, feria barw i zapachow, wreszcie zupelnie przyjemnymi, jak na Wietnam, ludzmi, wrecz zachecalo do dluzszej bytnosci w jego obrebie.
Juz pierwszy rzut oka na Sajgon uswiadomil mnie, ze jestem w rzeczywiscie innym, zdecydowanie zamozniejszym niz Kambodza czy Laos, kraju. Poraza zwlaszcza widok poteznych wiezowcow, fantazyjnie powyginanych, strzelajacych w niebo. Oj podejrzewam, ze nawet sumujac wszystkie polskie drapacze chmur, wypadalibysmy blado przy samym Sajgonie. Zadziwia tez liczba kosciolow, niektorych niedawno , gustownie odrestaurowanych. Nie powinno to dziwic, w koncu Wietnam to kraj ciagle noszacy slady francuskiej tu bytnosci. W dodatku spolecznosc katolicka w tym kraju jest dosyc znaczna (7%). Okolicznoscia, ktora zafascynowala mnie najbardziej, ktora sprawila, ze Sajgon polubilem,jest jego czysta, higieniczna, wolna od smieciowych przywar, twarz. Sluzby porzadkowe widac na kazdym kroku. Miasto tonie wrecz w kwiatach, ktore zapelniaja kazdy wolny skrawek ziemi, wszystkie ronda, bulwary. Pokochalem rowniez parki, ktorych liczba zaskakuje. Od piekacego slonca mozna uciec w zacisze sajgonskich parkow praktycznie co kawalek. Trafilami sie zreszta w parku ciekawa przygoda. Nie wiem czemu, ale ciezko mi sie tu odpedzic od miejscowych kobiet. Przeciez moja skora zyskala na barwie i biel nie bije juz w oczy. Mimo to co rusz trafia sie jakas osobka chcaca skorzystac z mojego towarzystwa. Calkiem sympatyczna dziewczyna, kazala sie nazywac Marrie, zaczepila mnie w parku, twierdzac ze chce pokonwersowac po angielsku. Mimo stosunkowo sredniej urody, jej mila natura, sympatyczny usmiech zachecaly do konwersacji. Dziewczyna z dobrego domu, swietnie wyedukowana, biegla w jezyku Szekspira, zaproponowala mi bycie moim przewodnikiem kolejnego dnia, nie chcac nic wzamian. Dzieki niej i jej motocyklowi, zobaczylem miejsca do ktorych pewnie bym sam nie dotarl. Nawet nie chciala pokryc kosztow paliwa, mimo ze sie upieralem. Uznalem, ze wlasciwym bedzie choc zaproszenie jej na obiad. Dzieki jej obecnosci, dzieki jej ciekawym wyjasnieniom, nieco dowiedzialem sie nowego o kraju, ktory zamieszkuje i miejscowym spoleczenstwie. Zaglebilem sie tez w otchlanie czesto niezrozumialej historii. Byla moim przewodnikiem po Independence Palace, czy tez War Museum, dostarczajac nowego spojrzenia na tragiczna historie kraju. Pokazala mi wreszcie Sajgon od strony ulicy, od strony wzmozonego ruchu, morza przelewajacych sie w te i tamte dwoch milionow skuterkow. Pozwolila nawet czynnie jako kierowca rzucic sie w otchlanie ulicznego rumoru. Dzieki Ci Marrie...
Wieczory wypelnialy na pogawedkach z ludzmi ze swiata. Bylo to o tyle przyjemne, ze zwiazne bylo z degustacja smiesznie taniego ( w przeliczeniu 1,5 zl) piwa wprost na sajgonskiej ulicy. Maciupenkie krzeselka usadowiono dokladnie na ulicy, pozostawiajac tylko skrawek wolnej przestrzeni dla ruchu. W efekcie rozmowy zagluszl rumor ulicy, dzwiek klaksonow, glosy innych ludzi, zapachy garkuchni. Oj, przypadly mi do gustu owe sajgonskie wieczory. Oj przypadly...
Moje pierwsze spostrzezenia co do Wietnamu sa calkiem pozytywne. Czesto warto przyjechac do jakiegos kraju nie bedac zbyt pozytywnie nastrojonym. Czasem stonowana postawa, otrwartosc na stawnieni czola przeciwnoscia, sprawia, ze mozna sie zdecydowanie przyjemnie zaskoczyc. Moje raczej negatywne nastawienie do Wietnamu, bedace tez nastepstwem opinii jakich kraj ow dorobil sie w backpackerskiej spolecznosci, musialo sie zdewaluowac po pierwszych odwiedzinach wietnamskiej ziemi. Oczywiscie zdazylem zauwazyc, ze mimo wszystko ludzie nie sa tak pozytywnie nastawieni do turystow, nie szczerza zebow na kazdym kroku, ci przesiaknieci turystyczna mamona probuja znalezc bialego frajera, niemniej nie jest tak czarno jak to niektorzy malowali. Owszem smutniej, Wietnamczycy jakos do wylewnych nie naleza, usmiechajac sie raczej rzadko i ukradkiem. Z ich oczu nie bije ten zar, ciekawosc swiata, sa raczej wyciszeni i stonowani, jakby bardziej obojetni na czlowieka kregu innej kultury.
Kobiety jakby mniej ladne, przyznam ze poki co jestem rozczarowany w tej kwestii. Jako koneser kobiecego piekna wyszukuje tutejsze perly. Chyba jednak za perlowego magnata w Wietnamie nie moglbym pracowac.
Nie widac tez tych tabunow prostytutek, co w Kambodzy. Zamoznosc spoleczenstwa idzie jak widac w parze z odpowiednia edukacja, czyniac najstarszy zawod swiata jakby mniej porzadanym. Oczywiscie dla chcacego nic trudnego, niemniej przybytki rozkoszy nie bija tu swoja seksualnoscia w oczy na kazdym kroku.
Tym co zachwyca jest czystosc, nie widac walajacych sie smieci, koi oczy zielonosc parkow, feria barw kwiatow. Oj swiadomosc proekologiczna Wietnamu jest zdecydowanie wyzej rozwinieta niz chocby w zasmieconej na kazdym kroku Kambodzy.
Wreszcie co przyjemne dla turysty, wydaje sie byc taniej. Dziwnym jest, ze mimo iz kraj jest zdecydowanie bogatszym od wschodnich sasiadow, tutejsze ceny nie przerastaja tamtejszym, ba czesto sa zdecydowanie nizsze.