Kolejny dzien w Hoi An uplynal mi na penetracji okolic miasta. Wraz ze znajomym Knadyjczykiem ruszylismy ku oddalonej o 40 km od miasta miejscowosci My Son. Znajduja sie tutaj ruiny najwiekszej spuscizny po cywilizacji Czamow na terenie Wietnamu. Miejsce od 1999 roku objeto patronatem UNESCO. Nie moglem sobie pozwolic, bedac w okolicy, na nie postawienie swojej stopy w tej miejscowosci. Juz sama jazda nastrajala mnie niesamowicie pozytywnie. Zwlaszcza dzieki przenikajacej oczy zieleni, soczystej nieskazonej, bijacej z dala w oczy. To zasluga okolicznych pol ryzowych, ktore prezentuja sie tutaj nadzwyczaj urodziwie. Ktos kiedys po zmudnych ekspertyzach przeprowadzanych w tej kwestii, stwierdzil ze zielen to najbardziej przyjazny czlowiekowi kolor. Moglbym pokusic sie o rozwiniecie tej tezy, precyzujac ze chodzi o swoista odmiane zieleni. Taka wlasnie jest widok na pola ryzowe. Nic tylko przystanac i oddac sie blogiemu podziwianiu barw ryzowisk.
Ruiny My Son...Coz by nie powiedziec, okreslajac obiekt, rzeczywiscie trzeba poslugiwac sie okresleniem ruiny. Znajduje sie on bowiem w stanie daleko zaawansowanego rozkladu. Nawet objecie pieczy przez UNESCO nie sprawilo poprawy w tej materii. Proces rozkladu byl juz bowiem zdecydowanie daleko posuniety. Zawsze mam mieszane odczucia, co do takich miejsc. Czesto wizytujacy je ludzie spodziewaja sie nie lada czarow, magii przed oczyma, wracajac po wizytacji miejsca rozczarowanym. Moj punkt zapatrywania jest inny. Staram sie znalezc powod, dla ktorego UNESCO postanowila objac piecze nad obiektem. W koncu musi miec on jakies nadrzedne znaczenie dla ludzkosci, ze objeto go, mimo tak zaawansowanego stanu zniszczenia jak to ma miejsce w przypadku kompleksu My Son, szczegolna ochrona.
I takie kompleks My Son ma. Wlasnie tutaj znajdowalo sie centrum cywilizacji Czamow. Ludu, ktory odcisnal znaczne pietno w historii tej czesci Azji. Rzadzili oni terenami srodkowego Wietnamu do czasu ich ostatecznego wyparcia przez Wietnamczykow w XIX w. Okres ich najwiekszego rozkwitu przypada miedzy IV a XIII w. Poczatkowo praktykowali hinduizm, w X wieku preszli na muzulmanizm, stanowiac w tym wzgledzie osobliwosc w tej czesci Azji. Do dzisiaj dosyc znaczne mniejszosci ludzi bedacych potomkami Czamow, zamieszkuje tereny glownie Wietnamu i Kambodzy. Swiatynie w My Son stanowia dowod na praktykowanie tej pierwszej religii. Mnostwo tu symboli, motywow zaczerpnietych z mitologii hinduizmu. Pewnie zachowaloby sie ich wiecej, gdyby nie fakt, ze po upadku panstwa Czampa, wladanie nad tym terenem objela dzungla. Procesu zniszczenia dokonczyly amerykanskie bombardowania z okresu wojny wietnamskiej. Kratery po bombach zieja tu przenikajaca pustka wyzlobionych dolow do dzis, przypominajac ze tragedia dotknela nie tylko ludzi, ale rowniez i miejsca, zwlaszcza te dla ludzkosci zasluzone. Troche to smutny widok, patrzac na takie miejsca, nie mogac dostrzec ich pierwotnego piekna i symboliki. Troche to smutne, ze miast oczy sycic widokiem miejsca, wypada sycic zmysly wyobrazeniami o miejscu. Niestety ludzkosc pewne fakty uswiadomila sobie zbyt pozno...
W drodze powrotnej zahaczylismy o okoliczne plaze. Nalezalo nacieszyc sie ostatnimi, solidniejszymi promieniami slonecznymi. Im bardziej na polnoc Wietnamu, tym ich intensywnosc winna zanikac. Szkoda, ze skora znow bedzie narazona na proces wybielania :) Poki co brazowi sie calkiem urokliwie...