Geoblog.pl    milanello80    Podróże    Wenezuela 2009 - NIESKOŃCZONY    Pod najwyższym, zdecydowanie anielskim, wodospadem świata
Zwiń mapę
2009
17
sty

Pod najwyższym, zdecydowanie anielskim, wodospadem świata

 
Wenezuela
Wenezuela, Salto Ángel
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 8725 km
 
Pobudka, przed jednym z najcudowniej zapowiadających się dni w moim życiu, była zdecydowanie ciężka. Raz, że nie mogłem całą noc spać. Zaważyły na tym kubki kawy spijanej w ogromnej ilości (ależ głupota !), ale przede wszystkim emocje, snujące rozpasane wyobrażenia co do dnia następnego. I sama pozycja snu, ciało wygięte nienaturalnie niczym bumerang w hamaku, nie wydała się zbyt komfortową. Swoje zrobiły też nawoływania dochodzące z otaczającej nas dżungli. Umysł zdecydowanie czuwał w stanie gotowości. Zmęczenie jednak ustąpiło wkrótce miejsca podnieceniu. Wyczekiwałem tej chwili od zawsze, przemykała nieśmiało w marzeniach, siejąc w głowie spustoszenie. Moje wyobrażenia o dżunglastym interiorze, parnym dusznym lesie tropikalnym, pełnym dzikiego zwierza, wodnej strudze wodospadu spadającej w otchłanie niebytu, wreszcie miały się ziścić. Dzisiaj wyruszaliśmy w miejsca, którymi tylekroć kroczyłem w sferze marzeń, miejsca z młodzieńczych książek, pełne emocji, podniecenia, młodzieńczej euforii. Nie dziwota, że targały mną te najwynioślejsze emocje. Aż się prosiło by przygoda się rozpoczęła. Nawet tutejsze tropikalne śniadanie, pełne niesamowitych owoców, normalnie pochłaniane z zasłużoną mu pasją, połykałem błądząc myślami o najbliższych przygodach.
Po odebraniu z lotniska grupki kolejnych turystów wyruszyliśmy w liczbie pełnej łodzi w górę rzeki Caroni, hen ku przygodzie. Dwójka Indian z plemienia Pemon pełniła rolę naszych przewodników, kucharka tożsamej maści miała z kolei zadbać o nasze podniebienia. Słońce dopiekało w najlepsze, chmurki praktycznie nie sposób było uświadczyć. Zapowiadał się wyjątkowy dzień. W rzeczy samej takim był, ale po kolei...

Ruszyliśmy w górę Rio Caroni. Niewielkie grupki Indian Pemon łowiących w jej rwących nurtach ryby na obiad, wkrótce zniknęły sprzed naszych oczu. Zapewne gdyby nie na odgłos wydawany przez silnik naszej łodzi dominowałaby błoga, niezmącona cisza, . Nie dziwota, że okoliczna fauna nie dawała znaku życia. Wszak któż zdrowy na rozumie miałby śmiałość przebywać pośród silnikowego hałasu. Pozostało podziwiać okoliczną przyrodę. A ta zaskakiwała, czarowała oczy pięknymi pejzażami, czy to strzelistych tepuy'i górujących nad okolicą, czy sawanny coraz dobitniej ustępującej miejsca tropikalnej dżungli. Sama droga, mimo że mozolna i zmuszająca do wielogodzinnego wysiadywania na łódkowej ławeczce, narażając na ból pewną część ciała, chyba właśnie dzięki zapierającym dech w piersiach widokom, nie nudziła. A nawet i gdyby, przyroda wnet uderzała niczym obuchem obojętnego na jej wdzięki, pluszcząc wodą wprost w twarz. Trochę ochłody w tak parny, również dzięki emocjom, dzień było jak najbardziej wskazane.
Wkrótce, niedługo po pokonaniu rwących rapidos na rzece, skręciliśmy w jeden z dopływów Rio Caroni, rzekę Rio Churun. Zasilana ona jest właśnie wodą z wodospadu Salto Angel - celu naszej wyprawy. Odtąd zza każdego zakrętu rzeki wypatrujemy jego śladu. Wkrótce coraz wyraźniej po prawej stronie zarysowuje się smuga, która z biegiem czasu coraz dobitniej przybiera postać cieku tworzącego wodospadowe wody. Nasza euforia na tyle przybiera na mocy, że chyba nawet warkot silnika łodzi, nie wytrzymuje z nią walki na decybele...
Przybicie do brzegu stanowi upust dla emocji kipiących w umyśle. Niczym dziki zwierz przemykamy przez dżunglę ku wodospadowi. Nawet nie zdając sobie sprawy z konsekwencji narzucenia sobie zbyt mocnego tempa, w takich okolicznościach. A dżungla potrafi wycisnąć z człowieka co najlepsze, zwłaszcza smakując sobie w jego witalności, siłach. W dodatku ku uczcie przywołując szereg latającego paskudztwa przylepiającego się do strumieni potu, spływających z intensywnością niespotykaną w innych warunkach. Jednego w nas dżunglasta rzeczywistość nie potrafi okiełznać. Mianowicie dzikiej żądzy, emocji nakazującym przeć wprost ku przygodzie, ku anielskiemu wodospadowi. Tabliczka informacyjna tylko wzmaga podróżnicze pożądanie. I oto jest. Oto marzenie się ziściło. Po pokonaniu tylu kilometrów promem, autobusem, małym ciasnym samolocikiem, łodzią w górę rzek, wreszcie finalnym sprincie, docieramy do miejsca przeznaczenia. Czuję spełnienie, podnosząc głowę hen wysoko ku górze. Tam prawie kilometr nad głowami (979 metrów) na diabelskiej górze Auyantepui startują w swoją swobodną podróż w dół dżungli wody wodospadu Salto Angel. Anielski wodospad, nazwany tak na cześć amerykańskiego pilota, który uważany jest za jego odkrywcę (w 1937 roku), przypadkowego należy nadmienić, właśnie tam bierze swój początek. Otoczenie majestatycznych gór, kanionu do którego spływa, zwanego diabelskim, wreszcie położenie w samym środku tropikalnej dżungli, wręcz świadczą o anielskiej mocy, stanowiącej impuls do jego powstania. Choć romantyczna indiańska, pemońska, legenda traktuje w tym względzie zupełnie inaczej, ze zdecydowaną domieszką magii. Nawet zabiegi samego Chaveza, zatwardziałego wroga imperialnej Ameryki,nakazującego używać jako jedynie słusznej nazwy wodospadu określenia Kerepakupai Merú (Wodospad z Najgłębszego Miejsca) , przynajmniej w moim wypadku nie trafiły na podatny grunt. Dla mnie to zaiste anielski wodospad. Wszelkie uciążliwości na drodze ku niemu, przelany pot, warte były stawienia mu czoła. Człowiek pokonując kolejne przeszkody na drodze ku określonemu celowi, definitywnie musi uważać miejsce stanowiące kres swej drogi za anielskie. Tym bardziej, gdy okoliczności, zwłaszcza otaczająca przyroda same w sobie przywołują takie, a nie inne myśli.
Kąpiel w basenie utworzonym przez wodę spadającą ze szczytu Auyantepui w postaci delikatnej mgiełki rosy, stanowiła uwieńczenie cudownej chwili. Stanowiła ona, a piszę to z perspektywy czasu, jedno z najwspanialszych doznań w życiu. Nie dziwota, że długo zajęło nam ułożenie się do snu. Emocje wprost z nas buchały. Wymienianiu spostrzeżeń, dzielenia się wrażeniami dnia nie było widać końca. Nasz obóz, usytuowany na wprost wodospadu, za rzeką Churum, wprost skłaniał ku nostalgicznym spojrzeniom ku anielskiemu wodospadowi. Zauważyłem, że uczestnikom naszej wyprawy, każdemu z osobna, uciekało oko w jego stronę. Ich odczucia wydawały mi się tożsamymi z moimi. Po tak wspaniale przeżytym dniu, nocleg w samym środku tropikalnej dżungli, w niedalekiej odległości od anielskiego wodospadu, pomimo kolejnej nocy spędzonej w hamakowym łożu, był jednym z najwspanialszych w moim życiu. Podobnież pobudka, dostarczająca widoków na wyłaniający się zza porannej mgiełki, początkowo trochę nieśmiele, z biegiem czasu coraz dumniej, wodospad.
Droga powrotna minęła zdecydowanie szybko. Tęskne spojrzenia na znikający, wraz z oddalaniem się odeń, wodospad stanowiły ostatni ślad niesamowitej, za jego nazwą rzec można anielskiej, przygody. Powrót do rzeczywistości stanowił dotkliwy bodziec dla umysłu, nie tak dawno jeszcze przechadzającego się po krainie najpiękniejszych marzeń, krainie marzeń dziecka, młodzieńca chłonącego kolejne stronice przygodowych książek.
Tak oto jedna z największych przygód mojego życia dobiegła końca. Nasz lot powrotny zdecydowanie odmiennym był od tego, odbytego w tą stronę. Wtedy jechałem na spotkanie z przygodą, teraz oczarowany tym spotkaniem, przeżywałem w milczeniu każdą chwilę owego spotkania, starając sobie uzmysłowić, że wreszcie wykroczyłem poza sferę marzeń, przestałem czytać książkę, sam zostałem bohaterem owej przygody, owej książki. Nie zważając na urokliwość przyrody, nadal porażającej zmysły, kontemplowałem spokój.
Nawet nie zdając sobie sprawy, że jetem już u progu kolejnej wielkiej przygody. Podobnież, jak u jednego z moich ulubionych reportażystów - Tiziano Terzaniego, koniec stawał się początkiem. Koniec jednej wspaniałej przygody stanowił jedynie przedsmak kolejnej. Ale o tym już w kolejnych postach :)
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (40)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedził 42% świata (84 państwa)
Zasoby: 1116 wpisów1116 1546 komentarzy1546 14981 zdjęć14981 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
01.09.2024 - 15.09.2024
 
 
27.04.2024 - 04.05.2024
 
 
24.11.2023 - 01.04.2024