Jako jeden z żelaznych punktów wizyty w chorwackiej Dalmacji obrałem słynne jeziora Plitwickie, które już od 1979 roku znajdują się na liście UNESCO. Ich sława rozbrzmiewa hen daleko, stanowiąc chyba najbardziej rozpoznawalną atrakcję całej Chorwacji. Wręcz nie wypada, będąc w Chorwacji nie odwiedzić tego miejsca. Nie dziwota więc, że wiele sobie obiecywałem po wizycie w tym przepięknym, jak widziałem ze zdjęć, parku narodowym.
Nie do końca jednak było pewnym, czy plan nie spali na panewce. Otóż za najrozsądniejszą opcję dojazdu do terenu parku, a z Zadaru trzeba pokonać około 150 km, wybrałem dotarcie tam wypożyczonym samochodem. Ceny wypożyczenia samochodu na dobę w Chorwacji kształtują się na dosyć wysokim poziomie (w granicach 50 euro). Całe szczęście udało mi się odnaleźć wypożyczalnię, która świadczy swe usługi po cenach o połowę niższych (23 euro). Problem w tym, że po uiszczeniu zaliczki nie otrzymałem maila zwrotnego z adresem i nazwą wypożyczalni. Kojarzyłem tylko, że na stronie internetowej wypożyczalni znajdował się jakiś rogaty zwierz. Drogą kombinacji i dopytywań poczynionych w dniach poprzednich, doszedłem do wniosku, że zachodzi tutaj jakaś korelacja z wypożyczalnią Oryx. Wszyscy których zapytywałem o radę twierdzili jednak, że nie jest możliwym wynajęcie auta w tej cenie. Poranna wizyta w wypożyczalni potwierdziła moje przypuszczenia. Otóż okazuje się, że sama wypożyczalnia wypożycza auta w cenie ok 50 euro. Podnajmuje ona je jednak w skali masowej innemu podnajmującemu, który sam następnie podnajmuje auta w cenie o połowę niższej. Zawiłe nieprawdaż, niemniej mnie cenowo satysfakcjonujące. W końcu za 23 euro otrzymaliśmy nowiutkiego Seata Ibizę i wizja odwiedzenia słynnych jezior Plitwickich stała się jak najbardziej realna.
Już sama droga ku miejscu docelowemu zachwycała. Po lewej rysowały się kontury wyspy Pag, w dali majaczyły strzeliste skały Parku Narodowego Paklenica, jednak największe wrażenie zrobił na mnie wysoko przerzucony przez zatokę most w Maslenicy. Doszczętnie zniszczony w trakcie niedawnej wojny bałkańskiej, dumnie pręży się swą czerwoną barwą, spinając na długości 377,6 metrów oba brzegi zatoki. Jako, że słonko dokazywało w najlepsze, spacerek po moście był niebywale przyjemny. Chyba i Dorocie przypadł do gustu, skoro nad wyraz chętnie chciało jej się być fotografowaną.
Po dotarciu na teren Parku Narodowego Jezior Plitwickich, postanowiliśmy obrać w miarę najdłuższą trasę, zaczynając od wejścia numer 1, by następnie przepłynąć promem jezioro Kozjak w okolice wejścia numer 2, stamtąd dojść aż nad jezioro Proscansko, a drogę powrotną pokonać kursującym tu pociągiem turystycznym. Trzeba przyznać, że teren parku rzeczywiście budzi podziw. Spacer nie należy do zbyt uciążliwych, pozwalając podziwiać uroki miejsca, przy tym oferując możliwość kursu promem, czy też owym pociągiem. Chyba jedynym mankamentem wydaje się nadmiar turystów. Cóż takie miejsca mają to do siebie, że masowo przyciągają turystyczną brać. Odczuwalny ów fakt był nawet po sezonie. Pewnie w sezonie turystyka osiąga tutaj już niebywałą liczebność.
Tutejsze okoliczności przyrody potrafią urzec. Wracałem jednak z lekkim poczuciem zawodu, chyba jednak zbyt wiele sobie po tym miejscu obiecywałem. Być może lekkie zamglenie miało wpływ na moje odczucia, zdjęcia chyba przez to nie oddają w pełni uroku miejsca, niemniej nie wracałem z terenu Parku Narodowego Jezior Plitwickich tak natchniony, jak przypuszczałem, że mógłbym wracać. Ba, porównywałem miejsce do kilku innych miejsc o podobnych charakterze, gdzie procesy krasowe odcisnęły swe niebywałe piękno, a woda mieni się urokliwymi odcieniami błękitu, konstatując, że chyba są miejsca, które bardziej odcisnęły piętno w mych odczuciach estetycznych. Ot, choćby krasowe jeziora w parku Emerald Pool koło Krabi w Tajlandii. Tamtejsze odcienie błękitów, w połączeniu z okalającą teren jezior dżunglą, odgłosem cykad, pięknymi rozłożystymi paprociami, do dzisiaj sprawiają, że poczynam tęsknić za tym miejscem. Choć z drugiej strony to może jakieś moje urojenia, w końcu ze swym uwielbieniem do Azji obnoszę się powszechnie :)
Ów bogaty w atrakcje dzień zakończyliśmy po powrocie do Zadaru przy lampce smacznego chorwackiego wina. Ile bym ujmy swą wypowiedzią nie przyniósł jeziorom Plitwickim, nie zmienia to faktu, że dzień uznałem za wielce udany, a miejsce za niebywale atrakcyjne i warte odwiedzin.