Przeżyliśmy domniemany koniec świata (niby miał być wg, kalendarza Majów 21.12), przeżyliśmy i w Padang. Miasto jest położone na styku płyt tektonicznych, toteż nadzwyczaj często na tych terenach hulają trzęsienia ziemi. Ostatnie w 2009 roku uśmierciło ponad 1100 osób.
Padang nie był dla nas celem samym w sobie. To duże, zatłoczone, w dodatku niezbyt bogate w atrakcje miasto. Pierwotnie nie było w ogóle brane pod uwagę jako nasz cel na mapie sumatrzańskiej włóczęgi. Ostatecznie takim się stało głównie ze względów logistycznych. Dzięki temu, że udało nam się stąd trafić bezpośredni, w dodatku przystępny cenowo lot do Singapuru, mogliśmy zrezygnować z planów dosyć uciążliwej i wielogodzinnej podróży promem.
Sam Padang nas nie zachwycił. Ukazał sobą oblicze typowo azjatyckiego, brudnego, pełnego chaosu, korków i nieładu miasta. Na jego plus na pewno zapisać należy pogodę, która po 2 dniach nieprzychylności znów łaskawą nam była. Podobnież zachwycił nas tutejszy zachód słońca nad miejscowymi plażami, zdecydowanie najpiękniejszy na całej Sumatrze. Oczywiście największą wartością dodatnią miasta stali się raz wtóry na naszej sumatrzańskiej drodze jego mieszkańcy. Swoją postawą, sympatycznym obejściem, szczerym uśmiechem na pewno sprawili, że stali się nam wyjątkowo bliscy emocjonalnie. Ich postawa tylko utwierdziła nas w przekonaniu, jak ciężko będzie nam opuszczać ten kawałek indonezyjskiej ziemi. Na same zakończenie wieczoru, trafiliśmy na akcent, o którym na pewno należy wspomnieć, a który niebywale mnie zaskoczył. Otóż pierwszy raz na Sumatrze trafiliśmy na ulicę prostytutek, co zważywszy na islamski charakter kraju, stosunkowo nikłą jego popularność wśród turystycznej gawiedzi, wydawać musiało się faktem nie do przewidzenia.
Wczesnym rankiem dnia kolejnego opuściliśmy Sumatrę. Lot liniami Mandala Airlines był całkiem przyjemny. Stewardessy niemniej nie mogą urodowo równać się tymi z Air Asia. Dlatego miast skupiać uwagę na nich, mogliśmy raz ostatni popatrzyć tęsknym wzrokiem na sumatrzańską ziemię. Widoki na fale morskie rozbijające się o brzeg, na dymiące w oddali wulkany, sprawiły, że przed oczyma, jak w kalejdoskopie, przewinęły się migawki z przygód odbytych w trakcie naszej tułaczki po tej pięknej wyspie. To był piękny czas. Piękny czas na pięknej ziemi...