Podsłuchałem dzisiaj pewną wielce interesującą rozmowę. Wiem, że nieładnie podsłuchiwać, ale nie mogłem przestać, jej treść była tak frapująca. Proszę posłuchać :
- Irlandczyk : Wiesz stary, ja już odwiedziłem dokładnie 54 państwa na świecie, trzy razy wymieniłem paszport, bo miejsca na pieczątki brakuje.
- Anglik : Ale super. Niezły z Ciebie kozak. To gdzie byłeś ?
- Irlandczyk : Łatwiej mi powiedzieć, gdzie nie byłem. W końcu trochę tego już mam za sobą, no nie ?
- Anglik : A teraz jak długo podróżujesz ?
- Irlandczyk : Już piąty miesiąc będzie, nieźle co ?
- Anglik : To gdzie tu byłeś w Azji ?
- Irlandczyk : W Wietnamie, ten jest cool, bo piwo można wypić za ćwierć euro, na panienki wyskoczyć, jedna wielka imprezownia, kaca można leczyć na okrągło. Co innego Laos, ten jest do dupy, w nocy wyrzucają z ulic, każą cicho siedzieć, Vang Vieng już przestało być imprezową metą, Stary do dupy. Już lepiej to Kambodża, chociaż fajnie że noclegi nawet za dolara idzie wyrwać. Laski też spoko, tylko trzeba uważać, bo czasem można przelecieć pietnastkę.
- Anglik : Racja Stary, też tak miałem. Fajnie tu jest w tej Azji, dupy na nas lecą, piwo tanie, dragi też, żyć nie umierać, od imprezki do imprezki.
Rozmowa trwała dalej w najlepsze, ale postanowiłem opuścić towarzystwo, choć aż chciało się przyłączyć do dialogu, ewentualnie zacisnąć pięść i zrobić tak po męsku, to, co pewnie nie jeden miejscowy chciałby zrobić. Nie mam uprzedzeń do jakichkolwiek narodowości, nie lubię kierować się stereotypami, wiem że zawsze w społeczeństwie jest miejsce dla wykolejeńców, niemniej pod wpływem doświadczeń kilku moich podróży do Azji pałam niechęcią do obywateli Wysp Brytyjskich. Azja jest miejscem, gdzie wielu ludzi jedzie znaleźć odpowiedź na wiele ważnych pytań życiowych. Azja jest miejscem pozwalającym poszerzać horyzonty, myśleć bardziej wizjonersko, nie tylko w typowo konsumpcyjny sposób. Azja wyzwala emocje, sprawia że człowiek znów nabiera ludzkich instynktów, naturalnie nam danych przez siłę wyższą. Sprawia, że znów zaczynamy doceniać rzeczy powszednie, małe, odrzucając świat infantylnych żądz choć na jakiś czas na bok. W zamian chce jednego, otwarcia się na nią, wsłuchania w jej głos, podpatrzenia jak pięknym miejscem jest. Nie wymaga wiele, oferuje aż za wiele. Niestety są ludzie, którzy nie chcą czerpać z jej uroków, smakować jej orientalizmu. Oni tworzą tu własny świat, jakże tożsamy temu pozostawionemu w swych domostwach. Wysiadają z samolotów, panoszą się, z góry traktują miejscowych wkraczając swymi buciorami w ich świat. Pierwsze kroki kierują do McDonaldów, im podobnych, miejsc rozpusty, zepsucia. Nadużywają alkoholu, innych używek, :-) kompletnie nie licząc się z miejscową tradycją i kulturą. Trochę już tej pięknej Azji zjeździłem, trochę ludzi tu podobnie jak ja przyjeżdzających zobaczyłem, zawsze bierze mnie odraza na widok tego co czynią z tego pięknego kawałka świata Angole i anglopodobni Irlandczycy, Australijczycy, często również Skandynawowie. Można się pobawić, wypić kilka piw, sam od czasu tak czynię, święty nie jestem, ale ludzie uszanujmy ten piękny świat, jego wspaniałych mieszkańców, dajmy dowód na to, że cywilizacja białego człowieka, niegdyś pełna szlachetnych i romantycznych idei, nie legła jeszcze w gruzach pod napływem materialistycznych, płytkich, zakrapianych alkoholem, pobudek. Zawsze darzę szacunkiem Niemców, Francuzów, również Holendrów. Wydaje się, że oni szukają tu głębszego sensu Azji, szanują tę cudowną orientalistykę tego świata. Jest budującym, że świat białego człowieka jeszcze tak zupełnie, jakby to się mogło wydawać po obserwacji Angoli i im podobnych, nie upadł. Że są jeszcze wśród nas krzewiciele wznioślejszych niż pijacko zakrapiane idei.
Lada dzień wyjeżdzam do przedepokowej, wolnej od krwiożerczych idei masowego konsumpcjonizmu Birmy. Wiem jedno, tam Angoli nie spotkam, w takie miejsca oni nie jeżdzą...
Jestem na Langkawi, więc powinno być o tym pięknym miejscu. Szerzej rozpiszę się w kolejnym poście, gdy bogatszy o doświadczenia z pobytu tutaj, będę mógł podzielić się swoją wiedzą na temat tego archipelagu wysp. Póki co dotarłem do głównej plażowej destynacji wyspy - Cenang Beach. Miejscowość zdecydowanie rozczarowuje, mimo że jej bielutkie połacie piasku na plaży mogą zachwycić niejedno oko. Stała się typowym kurortem, pełnym sklepów, restauracji, skupiskiem zaspakajania najbardziej wyszukanych żądz. Można tu spotkać i zażyczyć sobie wszystkiego za wyjątkiem spokoju, nienastawionego na zysk uśmiechu, braku pędu życiowego znanego nam z naszego świata. Dobrze, że jak to w kraju muzułmańskim o alkohol tu ciężko, przynajmniej tutaj typowo rozrywkowi turyści, muszą się powstrzymać od zaspokajania swych pijaczych żądzy. Przynajmniej tutaj jest ich wyjątkowo mało. Zapewne dalsze okolice wyspy będą oferować ciekawsze dla pobudzenia zmysłów miejsca. Pozostaje mi się żywić taką nadzieją...